Wczoraj wybrałem się troszke pobuszować po śniegu-a u nas jest go ,że hoho.Autko zapaliło i pajechali.Ale cały czas miałem wrażenie jakby ja coś trzymało za d..pę- sprawdziłem hamy ,nie były gorące.No to jazda dalej i po sforsowaniu rzeczki tak koło 60cm,metr od brzegu auto odmówiło dalszej jazdy.Kochana-jakby stanęła w tej rzece to chyba bym wył do księżyca

.Silnik pali i wchodzi na obroty,biegi wchodzą ,sprzęgło się wciska( nie wpada) ale tak jakby nie było między nimi komunikacji-silnik wyje,a koła sie nie kręcą

.Czy spaliłem sprzęgło(było już ledwie,ledwie) czy cos gorzej

Pomóżcie bo na mechanice kompletnie się nie znam

.
PS.Wróciłem na sznurku za traktorem,ale porażka...
