
Najdłuższe walki z wtopionym syfem
Moderator: Mroczny
- Broncosaurus
- Posty: 1630
- Rejestracja: pn cze 30, 2003 12:37 pm
- Lokalizacja: Podkowa Lesna
u mnie pod domem jak mi kanalizacje podciągneli to sie zrobila konkretna pułapka (roztopy bloto glina nie za dobrze ubite wiec wiekszosc plaskaczy co sobie skrot przed moim domem robila to albo zawracała albo po prosbie zebym ich wyciagnal przylaziła ale 2 rekordzistow nie udało mi sie wyrwac - jeden lublin zaladowany płytami gipsowymi - musieli go rozladowac bo przy pierwszej probie oderwalem mu ucho do holowania a drugi podjechał smieciarka i sie zapadl jednostronnie tak ze mozna bylo obejrzec mu dach bez drabiny - 3 dni go wyciagali dopiero ladowarka taka spora udalo sie go wyciagnąc a koles stal dokladnie przed moja brama - niestety musialem utwardzic wszystko bo mi sie zona buntowala jak jesienia i wiosna musiala na reduktorze wyjezdzac z bramy 

OneTen
Discofery 300tdi
Discofery 300tdi
9h wtopiony w bagno, wszystkie graty w domu, a na pokładzie urodzinowa feta i 5 pijanych bez użytecznych ludzi.. alkohol sie skończył poszli spać i nastał spokój, jak zorientowalem sie ze sam nic nie zdzialam i ze musze czekac na ratunek te pare godzin, to ogarnela mnie zlosc ze wszystko hamy wypily i nic nie zostawily..
Rada: zawsze schowaj flaszkę pod fotel nie wiadomo kiedy moze sie przydać..
Rada: zawsze schowaj flaszkę pod fotel nie wiadomo kiedy moze sie przydać..
Biały kuter Y60
tel: 502-358-221
tel: 502-358-221
Dziś rano przed wyjściem do biura miałem relaksujący po weekendowy wypad do lasu po dwóch gamoni co potopili auta w błocie jeszcze wczoraj
jeden wtopił około 13 drugi dołączył do niego jak już się robiło ciemno
Drugiemu można odpuścić bo pojechał ratować pierwszego
ale ten pierwszy ...........
pojechał sam - a lagier był taki, że ciągniki się kopały 


Drugiemu można odpuścić bo pojechał ratować pierwszego



Life's Too Short For A Full Time Job
- El Modzello
- Posty: 379
- Rejestracja: czw mar 14, 2002 1:00 am
- Lokalizacja: Żywiec
no to może ja [długością nie mogę rywalizować ale może wnioski komuś się przydadzą]
czas 6 godzin
wklejony [a raczej wmurowany] krótki patrol GR 33"
rzeka czerna , bród, na trasie Berlin Wrocław (tam gdzie Góreccy zalali auto, swoją drogą bez snorkela na nasze warunki
.... i wcale tam nie było nic pogłębiane tak jak pisali w gazetce, no ale nieważne)
wieczór, już pod koniec jazdy, nie miałem zamiaru przejeżdżać [nie było snorkela itp.] ale padła propozycja zobaczymy jakie dno wjedź tylko trochę, no to wjechałem trochę, wycofałem, oki
wjechałem jeszcze raz odrobinkę dalej po swoich śladach ... i już nie wycofałem, kilka prób rozbujania, kilka obrotów kołami i koniec, ani centymetra ruchu, wody pod progi, z przodu głębiej
była z nami vitara, sprzęt mieliśmy, liny, hi-lift, łopaty, siekiery całe podstawowe wyposażenie
najpierw próbujemy na kinetyku vitarą - nic, ani drgnie , na początku próbujemy tak ... rozsądnie, bez przesady, nic [żeby było zabawniej w tym momencie urywa się linka od gazu w vitarze i trzeba przejść na sterowanie ręczne]
wstępnie odkopujemy autko, dno... dziwne - piasek zmieszany z gliną , wychodzi ładna prostokątna kupka na łopacie, nie spływa w wodzie - jak beton, spory nurt z przodu auta, narzuca nowy materiał dookoła samochodu, okopujemy, co jakiś czas próbujemy wyciągać, nic - auto nawet się nie bujnie , nawet na milimetr nie drgnie w ogóle nie czuję że mnie próbują wyciągać, koledzy w vitarze mówią, że oni latają - vitara odrywa się od ziemi i wraca w powietrzu do tyłu na kinetyku [to już zdrowe przegięcie z naszej strony - no ale człowiek sie całe życie uczy], wyciągam ten beton spod samochodu, znowu okopuję koła, podkładamy za kołami pieńki,
jak nie to to może trzeba powoli, stopniowo, zapinamy taśmy do drzewa i hi-liftem - nic, [swoją drogą hi-lift notorycznie się zacina - po tej akcji już teraz dbam aby zawsze był przesmarowany smarem grafitowym, muszę go kopać przy każdym ruchu opuszczającym żeby wyskoczyła sprężynka]
podnoszę za hak holowniczy, próbuję wkładac jakieś pieńki pod koła, pieńki wolą sobie pływać niż siedzieć pod kołami, stopka hi-lifta szybko zagłębia się w dno, blokują się sprężynki .... i ciągle nic
próby zrzucenia z hi-lift w bok - nieudane, i tak sam się ześlizguje jak chce z haka holowniczego
myślimy, żeby może zorganizować jakiś ciągnik od okolicznych ludzi ale wszędzie ciemno, śpią czy co ?
ściągamy land cruisera - wiadomo - cięższe autko na pewno da radę (po drodze zastanawiam się co zrobić jeśli nie da...] , kinertyk, rozpęd [teren się średnio nadawał do rozpędzania ale i tak był niezły]
...
NIC
patrol nie drgnął nawet na milimetr
wiecie jakie to uczucie ? niektórzy pewnie wiedzą , za każdym razem kładę się na fotelu żeby nie oberwać liną czy czymś innym i nie czuję żeby mnie cokolwiek ciągnęło, toyka kopie ładne dołki na wyjeździe i ... nic różne myśli latają po głowie, silnik cały czas pracuje
deszcyzk pada, woda płynie, nocka już ładna
rozsądek usypia a może raczej sięgamy po coraz mniej ostrożne metody, hi-lift pod hak - jak njajwyżej do góry - pieńki pod tylne koła
hi-lift pod normalny metalowy seryjny zderzak patrola ["trudno - najwyżej się pognie"]oczywiście w wybranym miejscu a nie gdziekolwiek, przednie koło do góry - pieniek, szybko bo podnośnik się zapada, to samo z drugiej strony - zderzak wytrzymał
toyota ogień, kinetyk,patrol ... drgnął, kolejne pociągnięcie - wyjechał, w światłach widzę w miejscu gdzie stał jak wesoło wirują na wodzie kawałki drewna spod kół...
[wkrótce zdjęcia ]
czas 6 godzin
wklejony [a raczej wmurowany] krótki patrol GR 33"
rzeka czerna , bród, na trasie Berlin Wrocław (tam gdzie Góreccy zalali auto, swoją drogą bez snorkela na nasze warunki

wieczór, już pod koniec jazdy, nie miałem zamiaru przejeżdżać [nie było snorkela itp.] ale padła propozycja zobaczymy jakie dno wjedź tylko trochę, no to wjechałem trochę, wycofałem, oki
wjechałem jeszcze raz odrobinkę dalej po swoich śladach ... i już nie wycofałem, kilka prób rozbujania, kilka obrotów kołami i koniec, ani centymetra ruchu, wody pod progi, z przodu głębiej
była z nami vitara, sprzęt mieliśmy, liny, hi-lift, łopaty, siekiery całe podstawowe wyposażenie
najpierw próbujemy na kinetyku vitarą - nic, ani drgnie , na początku próbujemy tak ... rozsądnie, bez przesady, nic [żeby było zabawniej w tym momencie urywa się linka od gazu w vitarze i trzeba przejść na sterowanie ręczne]
wstępnie odkopujemy autko, dno... dziwne - piasek zmieszany z gliną , wychodzi ładna prostokątna kupka na łopacie, nie spływa w wodzie - jak beton, spory nurt z przodu auta, narzuca nowy materiał dookoła samochodu, okopujemy, co jakiś czas próbujemy wyciągać, nic - auto nawet się nie bujnie , nawet na milimetr nie drgnie w ogóle nie czuję że mnie próbują wyciągać, koledzy w vitarze mówią, że oni latają - vitara odrywa się od ziemi i wraca w powietrzu do tyłu na kinetyku [to już zdrowe przegięcie z naszej strony - no ale człowiek sie całe życie uczy], wyciągam ten beton spod samochodu, znowu okopuję koła, podkładamy za kołami pieńki,
jak nie to to może trzeba powoli, stopniowo, zapinamy taśmy do drzewa i hi-liftem - nic, [swoją drogą hi-lift notorycznie się zacina - po tej akcji już teraz dbam aby zawsze był przesmarowany smarem grafitowym, muszę go kopać przy każdym ruchu opuszczającym żeby wyskoczyła sprężynka]
podnoszę za hak holowniczy, próbuję wkładac jakieś pieńki pod koła, pieńki wolą sobie pływać niż siedzieć pod kołami, stopka hi-lifta szybko zagłębia się w dno, blokują się sprężynki .... i ciągle nic
próby zrzucenia z hi-lift w bok - nieudane, i tak sam się ześlizguje jak chce z haka holowniczego
myślimy, żeby może zorganizować jakiś ciągnik od okolicznych ludzi ale wszędzie ciemno, śpią czy co ?
ściągamy land cruisera - wiadomo - cięższe autko na pewno da radę (po drodze zastanawiam się co zrobić jeśli nie da...] , kinertyk, rozpęd [teren się średnio nadawał do rozpędzania ale i tak był niezły]
...
NIC
patrol nie drgnął nawet na milimetr
wiecie jakie to uczucie ? niektórzy pewnie wiedzą , za każdym razem kładę się na fotelu żeby nie oberwać liną czy czymś innym i nie czuję żeby mnie cokolwiek ciągnęło, toyka kopie ładne dołki na wyjeździe i ... nic różne myśli latają po głowie, silnik cały czas pracuje
deszcyzk pada, woda płynie, nocka już ładna
rozsądek usypia a może raczej sięgamy po coraz mniej ostrożne metody, hi-lift pod hak - jak njajwyżej do góry - pieńki pod tylne koła
hi-lift pod normalny metalowy seryjny zderzak patrola ["trudno - najwyżej się pognie"]oczywiście w wybranym miejscu a nie gdziekolwiek, przednie koło do góry - pieniek, szybko bo podnośnik się zapada, to samo z drugiej strony - zderzak wytrzymał
toyota ogień, kinetyk,patrol ... drgnął, kolejne pociągnięcie - wyjechał, w światłach widzę w miejscu gdzie stał jak wesoło wirują na wodzie kawałki drewna spod kół...
[wkrótce zdjęcia ]
Długi LC90 do jazdy, krótki GRat do zabawy
To może ja tez sie pochwalę.
Pewnego pieknego sobotniego wieczora, miało byc tak pięknie....
W centrum Krakowa, dokładnie na dawnym poligonie koło Zakrzówka nieopodal budowy campusu UJ przy ulicy Pychowickiej.
Są tam takie fajne rozległe dosyć wysokie chałdy ziemi.
W pewnym momencie zauważyłem ślady wjazdu na górę i tak sobie pomyślałem..... , widzę że juz nie jeden tendy wyjezdzał to i ja tez dam radę.
Bez wstepnego rozpoznania terenu podszedłem do tematu, reduktor dwójka i ogień, nic nie widzę przed soba oprócz wspaniałego błekitnego nieba, około 4000 obrotów, sielanka a tu nagle koniec podjazdu i duppppppp!
[cenzura] pomyslałem niemożliwe, jak to mozliwe że sie wjebałem w zajeb...ą dziurę, pewnie coś urwałem, wgniątłem, itd....
Wysiadłem z kumplem i zdziwsko! Tuż za wzniesieniem zajebista dziura wykopana przez koparki.
Patrzymy, kombinujemy, co by tu zrobić....
Do dyspozycji mamy podnosnik firmy Toya z hipermarketu o skoku około 12cm i nic wiecej!
W rezultacie wyciągniecie auta w sobotni wieczór zajał nam około 2.5 h mając do dyspozycji podnosnik, kilka cegieł i deski znajdujace sie po wczesniejszych wtopach.
Na pocieszenie nie bylismy pierwszymi którzy niefartownie wpakowaliśmy sie w tą dziurę, mówiły o tym widoczne ślady wyciągania wczesniejszych pojazdów.
Jaki z tego wniosek?
Czasami warto wpierw zobaczyć co czycha za wzniesieniem
Pozdro
Pewnego pieknego sobotniego wieczora, miało byc tak pięknie....
W centrum Krakowa, dokładnie na dawnym poligonie koło Zakrzówka nieopodal budowy campusu UJ przy ulicy Pychowickiej.
Są tam takie fajne rozległe dosyć wysokie chałdy ziemi.
W pewnym momencie zauważyłem ślady wjazdu na górę i tak sobie pomyślałem..... , widzę że juz nie jeden tendy wyjezdzał to i ja tez dam radę.
Bez wstepnego rozpoznania terenu podszedłem do tematu, reduktor dwójka i ogień, nic nie widzę przed soba oprócz wspaniałego błekitnego nieba, około 4000 obrotów, sielanka a tu nagle koniec podjazdu i duppppppp!
[cenzura] pomyslałem niemożliwe, jak to mozliwe że sie wjebałem w zajeb...ą dziurę, pewnie coś urwałem, wgniątłem, itd....
Wysiadłem z kumplem i zdziwsko! Tuż za wzniesieniem zajebista dziura wykopana przez koparki.
Patrzymy, kombinujemy, co by tu zrobić....
Do dyspozycji mamy podnosnik firmy Toya z hipermarketu o skoku około 12cm i nic wiecej!
W rezultacie wyciągniecie auta w sobotni wieczór zajał nam około 2.5 h mając do dyspozycji podnosnik, kilka cegieł i deski znajdujace sie po wczesniejszych wtopach.
Na pocieszenie nie bylismy pierwszymi którzy niefartownie wpakowaliśmy sie w tą dziurę, mówiły o tym widoczne ślady wyciągania wczesniejszych pojazdów.
Jaki z tego wniosek?
Czasami warto wpierw zobaczyć co czycha za wzniesieniem

Pozdro

4R 3.0V6+LPG KL-71 MT 31'
Miejscami wdrożone. Za lotniskiem koło cargo (kirunek w stronę torów) jest pare fajnych pułapek na plaskatych skracających sobie drogę.harris pisze:
to się nazywa "urban off-road"
ponoć mieli to wdrażać w stolicy
Tam też miała miejsce wtopa, o której chce napisać.
Zimowy wieczór, wracam sobie z szychty, jest koło 21. Mrozek trzyma, szklaneczka na zmrożonym błotku bo kilka poprzednich dni było solidnie na plusie i błotko zdążyło sie ładne zrobić. Na drodze zamrożone koleiny, miejscami dość głębokie bo tamtędy czasem i fadromka przeleci. Pokonuje sobie kolejny zakręcik i co widzę: toyota yaris kolor srebrny stoi w poprzek. Przednie kółka nad jedną koleinką, tylne nad drugą, całość oparta na brzuchu pośrodku. Myśle sobie: "kolejny mądry, trzeba ratować". Podjechałem pytam gościa: "wyciągnąć?"
- "Tak poprosze tylko wie Pan linki nie mam".
No trudno nie pierwszy taki. Mówie: "nie ma sprawy, ja mam. Tylko sam pan zaczep co by pretensji nie było, że coś odpadnie".
"Nooo.... ale ja w zasadzie to nie wiem gdzie to można zaczepić"
"No to zobacz tam pan z przodu. Coś powinno być"
A gość do mnie w te słowa: "A może Pan zobaczy. Bo ja w sumie to mam nogę w gipsie i nie bardzo na ten lód chce wysiadać".
Dobrze, że teraz era telefonów komórkowych. W ostateczności taki mądrala może zadzwonić do kogoś po ratunek. Dawniej to by chyba tam zamarzł.
Buuuu.... Taki duży chłopczyk , a jeździć nie umi....
- paruch
- jestem tu nowy...
- Posty: 30
- Rejestracja: pt wrz 21, 2007 1:10 pm
- Lokalizacja: Wwa
- Kontaktowanie:
Po pierwsze się przywitam bo to debiut. Jurek jestem... Po drugie od razu mówię że moja wtopa to lajt totalny. Ale za to jaki finał
6 września pojechałem na urlop ---> Teneryfa. No i zgodnie z założeniem wypożyczyłem autko. Miał być Wrangler, ale wziąłem Jimnego. Dotąd uptrawiałem tylko jazdę torową mocnymi plaskaczami. Więc o technice jazdy coś wiem, ale po zakrętach a nie poza asfaltem. Jimny na górskich drogach dobrze sie sprawował, otwary dach nad głową też uprzyjemniał życie. 3-go dnia jak już całą wyspę zwiedziałem zacząłem kombinować... No i wjeżdzałem w jakieś zapomniane przez świat zadupia pośród gór i wąwazów. Tak trafiłem do Las Vegas... Tak Las Vegas: 3 chałupy na krzyż i droga dalej kamienisto szutrowa pod górę (a byłem już na poziomie chmur). No to co jedziemy. Jadę, jadę lajtowo tylko tył załączony bo stromizna niewielka poza tym miło jak czasem tył zarzuci - jest z czym walczyć. Po ok. 100m wjeżdżam w chmurę, zaczyna kropić. Zrobiłem z ręcznika plażowego dach, zatrzaskując go pomiędzy drzwi i jadę. Ale ręcznik nasiąka i wisi mi taka błona nad głową. Dobra zawracam. Dróżka wąska więc na 3x. No i jak cofałem to nagle autko się przechyliło. Panika po hamulcach. Stoczyło się jeszcze kawałek i zawisło. Wysiadam i okazało się żę wpadłem w rów na deszczówkę. No ale co mi tam mam terenówkę, jedną z dzielniejszych
4x4 on, reduktor on i do przodu. A tu tylko tumany pyłu i jeszcze bardziej do tyłu się stoczyłem. Koło którym spadłem było w powietrzu i po przekątnej ta sama sytuacja. Deszcz się wzmaga, z szutru robi się błoto, traktorów brak, ludzi brak, Las Vegas wyglądało jak by wymarło i jeszzce przed moimi odwiedzinami i daleko, jedyny telefon mam do wypożyczalni a oni zabraniają zjeżdżać z czarnego więc... A na wyposażeniu tylko ręcznik plażowy
Zacząłem kombinować, podkładać kamienie płaskie itd, ale nic nie mogłem unieść auta więc to było na nic. Wtedy postanowiłem pomyśleć i mnie olśniło. Ułożyłem schodki z kamieni za autem, cofnąłem i najechałem na nie. Po tem ostro do przodu i Jimny wystrzelił jak z procy
Dla większości z Was to pewnie picuś, ale ja byłem oczywiście bardzo dumny ze swojego geniuszu
No i wielki finał
To było bodaj 10.09.2007. Wczoraj był 20.09.2007 i właśnie wczoraj odebrałem Gallopera
Po tej małem wtopce (innymi słowy inicjacji
) złapałem bakcyla i po powrocie myśłałem tylko o jednym.





No i wielki finał

To było bodaj 10.09.2007. Wczoraj był 20.09.2007 i właśnie wczoraj odebrałem Gallopera


Był długi Galloper 2,5 TD + MT 33x10,5
Jeszcze kiedyś kupię jakieś brzydkie, kwadratowe bydle...
Jeszcze kiedyś kupię jakieś brzydkie, kwadratowe bydle...
grudzień, temperatura +3 'C, walka od godz 21 do 2 w nocy,... kolega wymyślił skrót (prawie w centrum miasta,by zaoszczędzić 2 km:P) autem typu fiat panda zabranym jego mamusi (ale 4x4
),ziomuś totalnie zielony w klimacie (chociaż na asfalcie też sobie nie radzi ;P)... jedno co zdążyłam powiedzieć to nie skręcaj w prawo no i ..... skręcił...wylądowaliśmy w jakimś polu wśród dzików i topniejących śniegów 


Mr Gaz69 
Mr Patrol GR

Mr Patrol GR

Odswieze nieco temat a w ogole to mysle ze taki temat to powinien byc przyklejony i miec wpisy czesciej - ci co nie maja mozliwosci niech sobie chociaz poczytaja.
W ostatnia niedziele wybralem sie na lajtowy wypadzik przed obiadem jak zwykle po okolicznych lasach i lakach. Zasade mam taka ze najpierw sprawdzam i oceniam szanse wjazdu, jak nie rokuje to szukam objazdu. Jest jakies 3 km od domu (ani grama asfaltu po drodze) nasyp dawnej waskotorowki przez las (teraz wlasciwie to krzaki tylko tam zostaly bo to las prywatny), generalnie dobry przejazd z wyjatkiem jakiegos 200m odcinka przez zabagniony teren gdzie nasyp sie zapadl miejscami. Zawsze mnie kusilo zeby nim przejechac, pierwszy raz zaraz jak kupilem suzuke. Od jednej strony jest tam spore zapadlisko dlugie na jakies 20 m pelne wody i dalej nieciekawy odcinek mocno porosniety krzakami i zryty. kilka razy tam dojechalem ale nie wjezdzalem bo spodziewalem sie klopotow. Ostatnio postanowilem pojechac od drugiej strony, okazalo sie ze reszta jest w sumie latwa do przejechania no i stanalem przed tym bajorem. mysle sobie zima przeciez jest to pewnie w spodzie zmarzniete, nawet jak sie lod zalamie to wyrabe i przejade. No i wjechalem sobie ostroznie jedna strona przy brzegu bajora, mysle sobie jak stanie to spoko wycofam. w sumie dobrze ze sie nie rozpedzilem bo nawet wysiasc nie mialbym jak. Suzuka nawet nie zdarzyla wszystkimi kolami wjechac do dziury i stanela. No to wsteczny i but. cofnal pol metra z tym ze tyl poszedl na prawo. Do przodu - jakies 10 cm i przechyl juz spory. Nie do konca widzac jak to wyglada probowalem go rozbujac ale w koncu zawisl totalnie. Wysiadam - probuje obejsc dookola, teren fajny mech z sitowiem zmarzniety z wierzchu ale pod nogami sie zapada i wszedzie stoi woda. przod wklejony tak ze kola prawie nie widac, tyl niewiele lepiej. Na pokladzie siekiera, lopata i seryjny lewarek.Probuje cos odkopac ale ta cholerna breja nie daje sie wybierac tylko na boki ucieka z lopaty (korzenie), poza tym zauwazam ze to bagno zdaje sie nie miec dna bo suzuka stoi teraz bokiem dokladnie w linii rowu odwadniajacego nasypu zsunieta w ten "brzeg" bajora ktory okazal sie byc tylko mchem po ktorym nawet chodzic sie nie da. W okolicy rosna jakies drzewka nie grubsze niz 6 cm (reszte wycieli zlodzieje), ale dobre i to. Natargalem chyba z 10 brzozek, porabalem na krotsze i zaczalem podkladac i liftowac lewarkiem. Tylna belka od haka zdala egzamin, boczny prog nie do konca (ustapil troche ale auto dalo sie podniesc na tyle ze podlozylem pod rame), na przod braklo mi koncepcji. liftujac zauwazam ponownie ze to bagno nie ma dna, drewno podlozone 4 warstwy na krzyz caly czas tonie pod lewarkiem. Po 5h walki mam tylne kolo nad woda, przod w polowie i podlozone pod prawa strone ramy drewno, to co probowalem wcisnac pod kola wlazi i gdzies znika. Robi sie ciemno wiec kapituluje i ide do wsi po traktor. Znajduje jakiegos szczesliwego posiadacza antycznego zetora k-25 ktory mowi "panie jak odpali to pojedziemy". i jest strasznie zdziwiony ze ktos w niedziele w lesie sie utopil
. widac moda na off-road nie dotarla jeszcze. nalewamy konewka cieplej wody, dajemy kopcia i zelazny rumak ozywa cudem (bylo -7 a akumulator mu leeedwie krecil). dojezdzamy na miejsce, jest juz ciemna noc (swoja droga mial dobre swiatla i nawet szperacz z tylu, przydal sie bo musial cofnac jakies 200 m tym nasypem bo tam zawrocic sie nie da zbytnio). Probujemy ciagnac - suzuka idzie w tyl ale z rowu wyjsc nie chce, a kawalek z tylu wielka karpa sterczy. Probujemy mocno w skos, przy tym o malo nie zagrzebal sie w rowie po przeciwnej ale udaje sie
. potem jeszcze tylko 200 m do tylu przez krzaki i bajora i jestem w domu, obiad juz troche wystygl. Potem sobie przypomnialem ze tym nasypem chodzilismy na grzyby i nawet kiedy byla tam uzywana droga to bylo wielkie bajoro a w ten mech w rowie wbijalismy kije i 70 cm wchodzily bez problemu - tak jak suka teraz. Pozniej pomyslalem ze majac duzo wiecej czasu albo sprzetu (pila spalinowa i hilift) dalbym rade wywindowac cala suze i zbudowac droge wyjazdu ale czasu braklo wiec sie poddalem.
Tutaj zdjecia:



W ostatnia niedziele wybralem sie na lajtowy wypadzik przed obiadem jak zwykle po okolicznych lasach i lakach. Zasade mam taka ze najpierw sprawdzam i oceniam szanse wjazdu, jak nie rokuje to szukam objazdu. Jest jakies 3 km od domu (ani grama asfaltu po drodze) nasyp dawnej waskotorowki przez las (teraz wlasciwie to krzaki tylko tam zostaly bo to las prywatny), generalnie dobry przejazd z wyjatkiem jakiegos 200m odcinka przez zabagniony teren gdzie nasyp sie zapadl miejscami. Zawsze mnie kusilo zeby nim przejechac, pierwszy raz zaraz jak kupilem suzuke. Od jednej strony jest tam spore zapadlisko dlugie na jakies 20 m pelne wody i dalej nieciekawy odcinek mocno porosniety krzakami i zryty. kilka razy tam dojechalem ale nie wjezdzalem bo spodziewalem sie klopotow. Ostatnio postanowilem pojechac od drugiej strony, okazalo sie ze reszta jest w sumie latwa do przejechania no i stanalem przed tym bajorem. mysle sobie zima przeciez jest to pewnie w spodzie zmarzniete, nawet jak sie lod zalamie to wyrabe i przejade. No i wjechalem sobie ostroznie jedna strona przy brzegu bajora, mysle sobie jak stanie to spoko wycofam. w sumie dobrze ze sie nie rozpedzilem bo nawet wysiasc nie mialbym jak. Suzuka nawet nie zdarzyla wszystkimi kolami wjechac do dziury i stanela. No to wsteczny i but. cofnal pol metra z tym ze tyl poszedl na prawo. Do przodu - jakies 10 cm i przechyl juz spory. Nie do konca widzac jak to wyglada probowalem go rozbujac ale w koncu zawisl totalnie. Wysiadam - probuje obejsc dookola, teren fajny mech z sitowiem zmarzniety z wierzchu ale pod nogami sie zapada i wszedzie stoi woda. przod wklejony tak ze kola prawie nie widac, tyl niewiele lepiej. Na pokladzie siekiera, lopata i seryjny lewarek.Probuje cos odkopac ale ta cholerna breja nie daje sie wybierac tylko na boki ucieka z lopaty (korzenie), poza tym zauwazam ze to bagno zdaje sie nie miec dna bo suzuka stoi teraz bokiem dokladnie w linii rowu odwadniajacego nasypu zsunieta w ten "brzeg" bajora ktory okazal sie byc tylko mchem po ktorym nawet chodzic sie nie da. W okolicy rosna jakies drzewka nie grubsze niz 6 cm (reszte wycieli zlodzieje), ale dobre i to. Natargalem chyba z 10 brzozek, porabalem na krotsze i zaczalem podkladac i liftowac lewarkiem. Tylna belka od haka zdala egzamin, boczny prog nie do konca (ustapil troche ale auto dalo sie podniesc na tyle ze podlozylem pod rame), na przod braklo mi koncepcji. liftujac zauwazam ponownie ze to bagno nie ma dna, drewno podlozone 4 warstwy na krzyz caly czas tonie pod lewarkiem. Po 5h walki mam tylne kolo nad woda, przod w polowie i podlozone pod prawa strone ramy drewno, to co probowalem wcisnac pod kola wlazi i gdzies znika. Robi sie ciemno wiec kapituluje i ide do wsi po traktor. Znajduje jakiegos szczesliwego posiadacza antycznego zetora k-25 ktory mowi "panie jak odpali to pojedziemy". i jest strasznie zdziwiony ze ktos w niedziele w lesie sie utopil


Tutaj zdjecia:
SJ 413 '87 mota sie co nieco 

-
-
- Posty: 812
- Rejestracja: sob lut 23, 2008 3:16 pm
- Lokalizacja: Mińsk Mazowiecki
Moja najdłuższa wtopa: Marzec 06 zwykły dzień popołudnie ale to był pierwszy słoneczny dzień po kilkunastu deszczowych. Pada propozycja pojechania na "godzinke" w teren. Ja patrolem k160 na ATkach kolega UAZem. Ok 17.00 pojechalismy i po przejechaniu wszystkiego przez co w/g nas byliśmy w stanie przejechać znależliśmy fajną droge. Poszedłem kawałek pieszo-jest miękko ale jadę. O dziwo przejechaliśmy. Niestety droga była ślepa tzn kończyła się małą polanką i dalej zaorane pole. Trza wracać. Po ujechaniu ok 300 metrów patrol stoi za kilka minut uaz też. Dzwonimy po traktor. Po ok godzinie jak my już w miare możliwości odkopaliśmy pojazdy przyjechał C360 i ... nawet nie dojechał w to miejsce. Dosłownie utonął mu przód. Facet który nim przyjechał łapiąc się za głowę rzucił:" -Po jakiego ch...a żeście tu przyjechali. Jak we wsi opowiem to mi nie uwierzą". A nam robi się mniej ciekawie bo zachodzi słońce i zaczyna być ciemno i zimno. O takich szczegółach że mokro nie warto wspominać. Po 3 godzinach odkopując podnosząc podkładając gałęzie i pchając we czwórke uaz (bo najlżejszy) wyjechał na twarde. Było wtedy po 23.00 wróciliśmy uazem do domów po suche ciuchy "paliwo" i przede wszystkim pajero kolegi który tam z nami był jako pasażer. Finał taki że ok 3.00 w nocy wszystkie pojazdy łącznie z traktorem stały na asfalcie. A niektórzy mieli na 6.00 do pracy. Jak czasami jadąc na kilka aut w teren gdzieś nie wkleiłem to wracając czułem niedosyt. Wtedy wracając i gubiąc kawałki błota po drodze poczułem przesyt.
A może by tak szanowna loża szyderców wypowiedziała się, co w sytuacji takiej jak u kol. vetrieski zrobić (co, jak, jakim sprzętem się posiłkować, zakładając że wyciągarki brak/nie ma o co zaczepić), coby nie siedzieć 5 godzin w lagrze / nie ćwiczyć biegów na orientację w poszukiwaniu ciągnika?
Oprócz nie pchania się tam, gdzie nas nie szukają, bo takiej opcji nie ma...
Oprócz nie pchania się tam, gdzie nas nie szukają, bo takiej opcji nie ma...

From all the things I've lost,
I miss my mind the most...
I miss my mind the most...
jak w Milionerachjacekwr pisze:A może by tak szanowna loża szyderców wypowiedziała się, co w sytuacji takiej jak u kol. vetrieski zrobić (co, jak, jakim sprzętem się posiłkować, zakładając że wyciągarki brak/nie ma o co zaczepić), coby nie siedzieć 5 godzin w lagrze / nie ćwiczyć biegów na orientację w poszukiwaniu ciągnika?
Oprócz nie pchania się tam, gdzie nas nie szukają, bo takiej opcji nie ma...



koledzy: trochę taśm(w sumie ze 30m), ze 2 szekle, tirfor(+zapasowe bezpieczniki) lub wyciągara (ale raczej tirfor), łopata, siekiera, piła, hi-lift
takie są koszty jeżdżenia samemu - ale to też bywa fajne, może długo ale zawsze wracamy..., no chyba że bagienne jazdy to samemu nie polecam - czasem nawet pieszo ciężko wrócić po pomoc
takie są koszty jeżdżenia samemu - ale to też bywa fajne, może długo ale zawsze wracamy..., no chyba że bagienne jazdy to samemu nie polecam - czasem nawet pieszo ciężko wrócić po pomoc
k1603,3td i dalsze wersje rozwojowe
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość