
Najdłuższe walki z wtopionym syfem
Moderator: Mroczny
- heniu w berecie
-
- Posty: 916
- Rejestracja: wt mar 09, 2004 10:55 pm
- Lokalizacja: Wroclaw
zaszlej zimy z suziGR czy jak mu tam teraz wytyczalismy trase popierdulki i lesny dukcik popierdulka w ciagu dwoch godzin zamienil sie w blotna glaje w ciagu dwoch nastepnych rozmokl sie jeszcze bardziej i zaczol plynac nim strumyk a na sam konic zaczelo to marznac 2 auta kinetyk hi lift budowa mostow z belek itp czas walki cos z 6h
fajnie bylo

zapomniales dodac, ze dziewczyny ktore zabralismy ze soba byly w bucikach na obcasie, a mimo to dzielnie nam znosily drzewo z lasu na budowe tych zakichanych pomostow, a glaja byla taka, ze chyba z dwa kubiki drewna utopilismy w tym gownieheniu w berecie pisze:zaszlej zimy z suziGR czy jak mu tam teraz wytyczalismy trase popierdulki i lesny dukcik popierdulka w ciagu dwoch godzin zamienil sie w blotna glaje w ciagu dwoch nastepnych rozmokl sie jeszcze bardziej i zaczol plynac nim strumyk a na sam konic zaczelo to marznac 2 auta kinetyk hi lift budowa mostow z belek itp czas walki cos z 6hfajnie bylo

ale droge utwardzilismy

Nie przejmuj sie. Ksiezniczki z ch...ja nie zrobisz (Emila).
Moi znajomi utopili na zabagnionej budowie jelcza (pompe do betonu Stetter) najpierw operator chcial to na full gazie przeskoczy i w srodku pola zakopal sie do osi, tatry tez nie podjechaly (bloto) wiec pod koniec dnia uzbierali liny i je polaczyli zapieli o tatre i jelcz sie ruszyl lecz tylko troche glebiej wszedl , dolaczyli 2 tatre pociagneli i urwali tylni most. nastepnego dnia przywiezli spychacz i 3 dnia wyciagneli zwloki
Miałem to samo jak kupiłe suzukę miałem jechać do cioci po cos tam i pojechałem z kolegą a że po drodze pole fajne i zamarznięte bagienko to pochwaliłem się terenowymi właściwościami suzukileszek pisze: wtopiłem kiedyś suke zimą lud mi się załamał i suka zaparkowało połową kabiny cały tył był pod wodą a auto zatrzymało się na brzuchu na lodzie nie wiem ile ją wyjmowałem pojechałem z domu na 15 minut bez telefonu fabryczną suką jedyny szpej jaki miałem to siekiera i fabryczny podnośnik.
mroziło jak cholera a ja adidaski koszula, kołniarzyk taki wypadzik dla rozładowania emocji

już był koniec bagienka gdy nagle lód się załamał i dupa w wodzie, tak niefortunnie że koło prawe tylne w wodzie a lewe przednie w górze żadną siłą nie mogliśmy jej rozbujać tak żeby przód załapał
a brakowało tylko 20 cm

Patrol GR evolucja dobiega konca (na razie:))
no, jesli o nieco zabawniejsza wtope chodzi...
to bylo tak: onego dnia odebralem KIWI od blacharza. W aucie totalne pustki, jeno skrobaczka do szyb
wieczorkiem umowilem sie z pewna sympatyczna mietłą na herbatke... wieczorem sobie pomyslalem, a co - pojade zelastwem, nie plaskaczem.. A ze wyjechalem wczesniej - tak z 15 minut zapasu - to sobie pojechalem troche na okraglo przez las.. w pewnym momencie stwierdzilem, ze sobie przejade przez malutki pagorek, tak moze z metr wysokosci, moze nieo wiecej do drogi, a ze bylo ciasno miedzy drzewami to jechalem sobie powolutku pkrecajac kierownikiem, to tu to tam, co by kory zanadto z drzew nie zbierac..
no i do owego pagorka dojechalem - przednie kola - hop - przeskoczyly i tu juz wiedzialem ze bedzie d.upa... oczywiscie poniewaz to byl totalnie krajobrazowy przejazd nie mialem zapietego przodu, zatem jak przod przejechal... no wlasnie jak przod pojechal to dalej juz nic sie nie stalo - slicznie brzucholem zawislem na pagorku - 4 (slownie: cztery kola w powietrzu).. telefon do Mietly - kochanie - spoznie sie ciut, zabralem sie za skakanie po syfie - nic nie dalo.. tel. do znajomka - bosz asfalt o 2 metry przed autem - jedz do mnie do domu po line i lopate.. przyjechal potem volvo v40 ale nic nie zdzialal - slizgal sie i tyle - dodam,ze zima to bylo. zatem do lopaty..... i tu niespodzianka - ow pagorek okazal sie byc wysypana przez kogos spora iloscia przemarznietej, wysypanej przez kogos darni - lopata odbijala sie jak od gumy... Nastaepny byl, tel. do przyjaciela - rzezba4x4
) przyjechali z hiliftem i po kilkakrotnym unoszeniu auta i podkladaniu pod kola udalo sie syfem zjechac.. okolo 1 w nocy - a calosc poczela sie o 20... i dzialo sie te o kilka krokow od asfaltu ;P nadmienie tez ze na herbatce bylem
)))
to bylo tak: onego dnia odebralem KIWI od blacharza. W aucie totalne pustki, jeno skrobaczka do szyb




Ja Wam mówię jest dobrze, jest dobrze, jest dobrze
ale nie najgorzej jest
13-13
OffPoje TEAM
ale nie najgorzej jest
13-13
OffPoje TEAM
14 h wąwozik na kaszubi, lekko licząc dwieście metrów...
gelenda plus defektor, trzy tirfory, troche trapów...
to cięzki wąwozik był, uraz pozostał
na kolejnej kaszubii do tego samego wąwozika juz nie wjechaliśmy, wepchnęli sie do niego koledzy (mało butów nie zgubili jak zobaczyli ze sie zblizamy i nie sprawdzając pooojechali na dół zeby tylko byc pierwszym) o ile pamiętam rajdu nie ukończyli , ślad po nich zaginął... nie ma to jak doświadczenie
gelenda plus defektor, trzy tirfory, troche trapów...
to cięzki wąwozik był, uraz pozostał
na kolejnej kaszubii do tego samego wąwozika juz nie wjechaliśmy, wepchnęli sie do niego koledzy (mało butów nie zgubili jak zobaczyli ze sie zblizamy i nie sprawdzając pooojechali na dół zeby tylko byc pierwszym) o ile pamiętam rajdu nie ukończyli , ślad po nich zaginął... nie ma to jak doświadczenie

Krzysiek
Życie jest piękne - jeśli dobrze wybierzesz środki antydepresyjne...
Życie jest piękne - jeśli dobrze wybierzesz środki antydepresyjne...
Mówisz może o listopadowej Kaszubii?? Na końcy tego wąwozu były 3 pieczątki(albo 2 już dobrze nie pamiętam)??Krecik pisze:14 h wąwozik na kaszubi, lekko licząc dwieście metrów...
gelenda plus defektor, trzy tirfory, troche trapów...
to cięzki wąwozik był, uraz pozostał
na kolejnej kaszubii do tego samego wąwozika juz nie wjechaliśmy, wepchnęli sie do niego koledzy (mało butów nie zgubili jak zobaczyli ze sie zblizamy i nie sprawdzając pooojechali na dół zeby tylko byc pierwszym) o ile pamiętam rajdu nie ukończyli , ślad po nich zaginął... nie ma to jak doświadczenie
Samurai "BLACK DRAGON"1.6 92r;2x winch; 2x blokada:) ; 4,16.
Zebra OFF-ROAD Klub Sochaczew
Zebra OFF-ROAD Klub Sochaczew
lajt, że pompakrism pisze:Moi znajomi utopili na zabagnionej budowie jelcza (pompe do betonu Stetter) najpierw operator chcial to na full gazie przeskoczy i w srodku pola zakopal sie do osi, tatry tez nie podjechaly (bloto) wiec pod koniec dnia uzbierali liny i je polaczyli zapieli o tatre i jelcz sie ruszyl lecz tylko troche glebiej wszedl , dolaczyli 2 tatre pociagneli i urwali tylni most. nastepnego dnia przywiezli spychacz i 3 dnia wyciagneli zwloki






u mnie to bylo tak o 10 w niedziele 2 kumpli bierzemy uaza i wjo na piaskownie okolo 17 zjazd do domu objad czeka zona w 9 m-cu ciazy to tylko przeskoczenie przez lekki dolek i juz prawie wyjezdzamy no i pieniek sie zaplatal i tyle jazdy walka do 4 pozniej tel do kumpla przywiozl wiecej lopat i siekier i troche czekolady o 6 do domu bo zona ma bole o 15 auto mam pod domek koledzy wkoncu wyciagneli ale walki co niemiara 7 osob zamieszanych 4 auta pomoc drogowa i bog wie co jeszcze ale sie udalo biedaka wyciagnac ale nikt mi pozniej nie wiezyl ze na takiej dziurce mozna tyle czasu spedzic
Czasami wychodzi lepiej niż planujesz-pomyślał mąż,gdy rzucił młotkiem w kota,a trafił w żonę
Kumpel wtopił tam dzień wcześniej... ale wszedł mi na ambicję. "Jak to ty nie dasz rady!!", "masz MTeki, lepsze opony ode mnie", "Dasz radę", "jak by co to ja ciebie wyciągnę"...
Nie myślałem optymistycznie o tym pomyśle bo rowy bywają głębokie, no ale pojechałem. Droga przez las i rów no to sru... jak wjechałem do tego rowu na całą długość samochodu jazda się skończyła dobrze że nie brałem rozpędu tylko chciałem podejść do tego technicznie. Musiałem wysiadać drzwiami pilota bo moje się nie otwierały. Silnik pracował. Trochę orania ale nic z tego... no to podkopiemy. Pierwsze uderzenie szpadla i łamie się trzonek
Robimy mały spacerek po nowy szpadel i uaza do pomocy.
Podkopaliśmy (tym razem się nie złamał był metalowy) ale za to szrpanie na kinetyku nic nie dało auto może poruszyło się ze 20 cm wstecz. No to mamy nowy pomysł idziemy po ciągnik. Jest godzina 16 (pażdziernik) zaczyna się robić. Przyjeżdzamy ciągnikiem który nie ma świateł jak jedzie to ja idę przed nim i oświetalm mu drogę latarką (jedyną) podjeżdzamy na miejsce zaczynamy szarpanie kinetyk niewiele pomaga, wykopaliśmy już ok 2m ładnego zjazdu do wody wtedy zaczynamy walczyć z liną stalową (bo na długość kinetyka były już za duże dziury). Teren jest mocno poryty (jak po wojnie) przez ciągnik przez moment myśleliśmy, że go zakopaliśmy ale udało się. Wyjechałem po 4 godzinach walki strat na szczęści żadnych, no chyba że to się przyczyniło do wymiany docisku który odbył się niewiele póżniej.
A teraz morał:
Jadac gdziekolwiek nie mówcie że "a jadę do znajomego to nie biorę taśmy szekil trifora, łopaty", samochodu używam do terenu i na co dzień. Cały szpej off leżał sobie wtedy w garażu. Od tamtej pory zawsze i wszędzie jeżdzi ze mną komplet aby nie było wpadki bo nigdy nie zmamy dnia ani godziny.
Nie myślałem optymistycznie o tym pomyśle bo rowy bywają głębokie, no ale pojechałem. Droga przez las i rów no to sru... jak wjechałem do tego rowu na całą długość samochodu jazda się skończyła dobrze że nie brałem rozpędu tylko chciałem podejść do tego technicznie. Musiałem wysiadać drzwiami pilota bo moje się nie otwierały. Silnik pracował. Trochę orania ale nic z tego... no to podkopiemy. Pierwsze uderzenie szpadla i łamie się trzonek

Podkopaliśmy (tym razem się nie złamał był metalowy) ale za to szrpanie na kinetyku nic nie dało auto może poruszyło się ze 20 cm wstecz. No to mamy nowy pomysł idziemy po ciągnik. Jest godzina 16 (pażdziernik) zaczyna się robić. Przyjeżdzamy ciągnikiem który nie ma świateł jak jedzie to ja idę przed nim i oświetalm mu drogę latarką (jedyną) podjeżdzamy na miejsce zaczynamy szarpanie kinetyk niewiele pomaga, wykopaliśmy już ok 2m ładnego zjazdu do wody wtedy zaczynamy walczyć z liną stalową (bo na długość kinetyka były już za duże dziury). Teren jest mocno poryty (jak po wojnie) przez ciągnik przez moment myśleliśmy, że go zakopaliśmy ale udało się. Wyjechałem po 4 godzinach walki strat na szczęści żadnych, no chyba że to się przyczyniło do wymiany docisku który odbył się niewiele póżniej.
A teraz morał:
Jadac gdziekolwiek nie mówcie że "a jadę do znajomego to nie biorę taśmy szekil trifora, łopaty", samochodu używam do terenu i na co dzień. Cały szpej off leżał sobie wtedy w garażu. Od tamtej pory zawsze i wszędzie jeżdzi ze mną komplet aby nie było wpadki bo nigdy nie zmamy dnia ani godziny.
http://www.moto-panamericana.pl
4x4 Szczecin
4x4 Szczecin
krism pisze:Moi znajomi utopili na zabagnionej budowie jelcza
No to i ja coś dorzucę, choć i historia nie moja i "plaskacza" dotyczy. Było to przed 1961 rokiem, kiedy jeszcze nie było "nadwiślanki" Kraków-Sandomierz. Do Opatowca nad Wisłą jechał człowiek przez Tarnów, do Ujścia Jezuickiego, coby promem przedostać się na drugą stroną Dunajca i Wisły do rzeczonego Opatowca. Błota akurat pozostały po wcześniejszej powodzi. Utopił "plaskacza" w błocie, różne sprzęty nie pomogły nic. Wydobył auto dopiero po trzech tygodniach jak błota obeschły... A plaskacz to "Warszawa" garbata była...
Władek - Kraków
100 km od najblizszej cywilizacji, chcialem pstryknac fotke i z lenistwa zamiast wysiasc z auta, otworzylem okno i ustawilem pojazd do dobrego ujecia:)

zdjecie wyszlo ok, jest poniozej:


zdjecie wyszlo ok, jest poniozej:

Ostatnio zmieniony czw wrz 28, 2006 8:04 pm przez mariusx, łącznie zmieniany 1 raz.
Po paru godzinach meczenia przyszlo olsnienie(bo to pierwsza wtopa byla), wykopalem dziure pod lewarek, unioslem bok auta a pod kola podlozylem duuzzzo plaskich kamieni(akurat ich nie brakowalo), to samo z drugiej strony, ulozylem z tych kamieni rowniez "sciezke". auto wyjechalo tak gladko ze az do dzisiaj mi wstyd ze tak dlugo sie z tym grzebalem
aha w miedzy czasie sprowadzilem pomoc, ale nie dalo sie wyciagnac innym samochodem, tak byl zassany. ale satysfakcja byla wielka po wyjezdzie, zjechalem tylko jakies 8m z drogi.
aha w miedzy czasie sprowadzilem pomoc, ale nie dalo sie wyciagnac innym samochodem, tak byl zassany. ale satysfakcja byla wielka po wyjezdzie, zjechalem tylko jakies 8m z drogi.
Pare lat temu musialem zaposiasc plaskiego MItsu Colta - remont nowozakupionego mieszkania mial sie ku koncowi to wpadlem na pomysl wywiezc gruz i jakies graty na dzialke; wypozyczylem przyczepke najwieksza do plaskiego jaka mieli - z dyszlem 4,5m szeroka na 2,0 m (pozniej liczylem ze ok 1 tony gruzu i gratow tam weszlo)- byla 15-ta mowie mojej Pani - za dwie godziny jestem z powrotem - polowa lutego ale tak jakos nie zakonotowalem ze w trasie zamiast sniegu jakis odwilzowy deszczyk padal. Zajezdzam na miejsce patrze przed siebie i widze ze na polu cos sie blyszczy - mysle jestem w domu bo pole lodem pokryte to przyczepa w samo miejsce skladowania dojedzie - nie tylko Mitsu ale i przyczepa zostala na brzuchu. Po dwoch godzinach rozladowywania przyczepy, uzywania i polamania seryjnego lewarka, podkladajac cegly, deski, probujac wyjac lub obrocic na prozno sama przyczepe zrejterowalem. Telefon na wies (sobota wieczor) przyjechalo traktorem dwoch pijanych w pestke - jak zobaczyli mnie i "zestaw" to tak sie smiali ze malo z tego traktora nie wypadli. Musielismy najpierw wyjac Mitsu, wkleic ponownie tylem, aby bylo do czego przyczepe zaczepic (chlopaki nie mieli albo nie chcieli miec glowki z tylu traktora) i sprobowac caly zestaw wyjac. W domu bylem po polnocy.
Taka mi skaza po tym przez pare lar zostala, ze jak nawet w najdrobniejszy teren plaskim mialem wjechac to tirfor i lina ladowaly na pace - znajomi sie smieli, ze jak zakonnica zakladam prezerwatywe na swiece
Taka mi skaza po tym przez pare lar zostala, ze jak nawet w najdrobniejszy teren plaskim mialem wjechac to tirfor i lina ladowaly na pace - znajomi sie smieli, ze jak zakonnica zakladam prezerwatywe na swiece

Nadal ześwirowany...
Gdy pracuje się w lesie (wyżynnym) wtopy są taka codziennością, że właściwie sensu o nich nie ma pisać. Jednak raz na jakiś czas zdarzy się wtopa z atrakcjami… Pewnego listopadowego, mokrego dnia przyjechał do leśnictwa 40-tonowy zestaw po papierówkę (drewno w stosach). Chłopaki załadowali się ruszyli drogą leśną, którą notabene żaden człowiek o zdrowych zmysłach by nie próbował przejechać. Po krótkiej walce ugrzęźli po osie. Zadzwoniłem po Zula, który dysponował ciągnikiem LKT. LKT przyjechało po kilku minutach z załogą w stanie dalekim od trzeźwości. Po naradzie z wozakami zdecydowali, że dadzą radę wyciągnąć wóz z ładunkiem(!). Początkowo wszystko szło ok., posuwali się jakieś 20 cm/min. Jednak po pewnym czasie cały zestaw ciągnięty jak szmata w błocie z lekkiej górki zanadto zbliżył się do krawędzi urwiska. Pijany LKT-owiec głuchy na krzyki przerażonych wozaków ciągnął dalej. W pewnym momencie błoto się skończyło i cały zestaw razem z przypiętym doń ciągnikiem zrywkowym stoczył się z 30-metrowej skarpy. Widoku połamanych drzew, rozrzuconego ładunku i pomiętych ton stali nie da się zapomnieć… o dziwo nie dość, że wszyscy żyli to jeszcze zadzwonili po kolejna ekipę z LKT, która przyjechała jeszcze bardziej zatrąbiona. Na końcu skarpy, z której chłopaki spadli był leśny stawik w którym szczątki dwóch pojazdów zaległy do wiosny. Dopiero na nastepny rok za pomocą detów i wojska udało się wciągnąć sprzęt na górę. Całej sprawie oczywiście łeb ukręcono… Miało to miejsce w północnej Polsce.
Samurai 1.9 d '03
Jimny 1.3 '05
Jimny 1.3 '05

Wprawdzie nie ja, ale operator koparki podczas kopania stawu u mojego ojca. Wtopił koparke gąsiennicową tak ładnie że John Deere'm ok. 120 konnym nawet nie nie miałem szans. Wreszcie z pomocą 2 tatr i ziła jakoś poszło...5 godzin, choć najwiecej czasu zajęło szukanie mocnych lin i łańcuchów. Za to pozbycie sie błota i uruchomienie koparki trwało dni
Był Samuraj na MT
Była Navara na AT...
Jest Sharan 4Motion
Była Navara na AT...
Jest Sharan 4Motion

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości