Jak znalazłem miejsce do postoju, to temp już na czerwonym i wyrzucił płyn.
Nie gasiłem auta, pochodziło kilka minut na wolnych i temp wróciła do normy, a płyn zaciągnął z powrotem ze zbiorniczka do chłodnicy.
Jakoś na to Podhale dojechałem. Na miejscu w terenie na reduktorze auto zachowywało się raczej normalnie, ale jak tylko wyjechaliśmy na dojazdówki asfaltowe i było pod górę, znowu wracało pierw kopcenie na czarno, spadek mocy a później skok temp. Auto ledwo wchodziło na szczyt górki, temperatura wracała do normy a kopcenie zanikało.
Pojeździłem tak z dwa dni ( w terenie tylko w czasie stromego wolnego podjazdu na Gubałówkę od dupy strony temp trochę skoczyła, ale po chwili wróciła do normy).
Powrót do domu, tak samo, na płaskim spokojnie 100 - 110km temp w normie, ale jak jakiś podjazd znowu kopcenie.
Nie dawno wymieniałem:
- termostat oryginał
- wisko nowe (podróba 200zł)
- doszła obudowa wentylatora
Dzisiaj sprawdzałem - Turbo dmucha, chłodnica prawie czysta.
Jutro wymienię filtr paliwa i powietrza.
PS. (z 1 tankowanie do tylu miałem do pełna nie pewnego ropska pod korek - choć beta z 2002r 3 litrowa tylko na tym śmiga już z rok)
Co jeszcze sprawdzić, czy wymienić zanim otworzymy silnik


Musiało właśnie teraz coś nawalić, jak szanowna małżonka bardzo się wkręciła w wyjazdy OFR i już planuje następne wypady i nadchodzące wakacje z dala od polski ale przy ziemi.
