Dobra... jest chwila...
po pierwsze wrzucam filma który wykreowała małżonka ma.
Nie znajdziecie na nim jednak żadnych uroków podróży ani po Syberii ani po Mongolii jednak powstał na bazie doświadczeń z autostopowiczami jakich mieliśmy podczas podróży po Azji Centralnej. Była ich cała masa, przeróżnych, od dziadów-pradziadów, przez dzieciaki na żołnierzach kończąc. Żałowaliśmy wtedy, że nie mamy kamery w środku. W tym roku postanowiliśmy to nadrobić i część z nich uwieczniliśmy na tym właśnie filmie
https://www.youtube.com/watch?v=0B9YopfjDVI
Nie wiem kiedy zrobię relację na www i czy ktoś to w ogóle czyta... pewnie poczeka to dłużej niż film...
Na szczęście Palor raczy forum swoimi opowieściami video o Mongolii więc nie będę go dublował.
Mnie natomiast Mongolia nie urzekła. Mojej małżonce spodobała się jednak najbardziej z wszystkich azjatyckich krajów po których podróżowaliśmy.
Zrobiliśmy sporo bo ponad 4 tys km.
Było Gobi, były piaski Gobi, były wydmy, były góry... jeziora... wiele było ale nie wszystko. Perypetie też były.
Jazda po piachu... tego się bałem, lecz z każdym ruchem koła człowiek staje się odważniejszy. Po kilku dniach jezdziłem luźnymi piaszczystymi korytami okresowych rzek. Czasami było słabo jak piach byl zbyt luźny... wiecie - tam nie ma drzew !

nie ma się o co zapiąć. Tam też były dzikie wielbłądy i drobne oazy. W mongolii jest sporo ładnych miejsc i kilka ładnych tras. Problemem jest jednak to że dzielą je między sobą tysiące kilometrów i to mnie troche zaczęło męczyć. Jednak po powrocie do domu, gdy przeglądnąłem zdjęcia, moja chwilowa awersja zanika.
Północ mongolii to już inny klimat. Więcej się dzieje ale przez to łatwo o deszcz. Jest zieleń a przygraniczne obszary przy Rosji to już tajga.
Tam dojechaliśmy prawie pod Tsatanów (jakby była zima to byśmy się z nimi spotkali bo schodzą właśnie w miejsca gdzie byliśmy). Później pojechaliśmy na wschód przez Góry do jeziora Khovsgol. Wzdłuż jeziora (tam juz nie powinno się zapuszczać) dojechaliśmy do portu na południu. Ale cóż to byla za podróż! zimnik 110 to przy tym pryszcz. Albo po prostu mam awersję do błota...
Ale ap ropo. Był i Bajkał i walka na 110 zimniku.
Droga nie jest ciężka mimo wszelakich opowieści. Tam w moim przypadku problemem był strach i obawy o życie a nie trudności terenowe. Barguzin poszedł w miarę gładko. Wiela wody do auta się nie wlała. Potem nie było już niczego. I właśnie to NIC potęguje strach.
W podróży na dwa auta nie odczułbym trudności. Trochę lat już jeżdżę i sporo też w przeciwieństwie do podróżników po błotnistych ujebach, które ciężko nieraz spotkać na dalszych pojezdkach na południu. Będąc tam jednym autem, któremu siada wyciągarka, któremu siada napęd, w miejscach gdzie sra się z niedźwiedziami w jednym kiblu a człowieka widać tylko na początku i na końcu odcinka... robi się ciepło w majtach. Pętla wokół Bajkału zajęła nam około 3 tygodni z byczeniem się na plażach włącznie. Ale tylko 110tka to prawdziwa tajga. Tam warto wrócić. Piękny jest też Olchon lecz w przeciwieństwie do surowości zimnika 110 mimo braku sezonu, przepełniony jest człowiekiem.
I pamiętajcie. Na końcu 110tki są gorące źródła gdzie raczej nikt nie zakłuci wam spokoju i spokojnie w ramach zwycięstwa można sobie strzelić na dalszą drogę
Po drugie. Kto z małopolski (bo dalej się nie wybieram bo za daleko) a ma ochotę posłuchać i oglądnąć część naszego materiału foto z podróży to zapraszam na slajdy.
12 grudnia Kraków
15 grudnia Bochnia
