Tfu, tfu, odpukać, ale nic poważnego się jak do tej pory nie działo i mam nadzieję, że tak zostanie

Jedyne awarie to: w Islandii popękane tylne drzwi na mocowaniu koła zapasowego (wymienione po powrocie i to pod koniec roku, bo jednak cały czas się wszystko trzymało), w Grecji awaria ładowania - naprawa alternatora w pierwszej wiosce u elektryka w ciągu godziny, teraz w Mołdawii od jazdy po mołdawskich drogach wypięła się linka licznika, ale nawet nie wiem, czy to nazwać awarią. Naprawiliśmy sami w chwilę na miejscu, a bez licznika przejechaliśmy nawet nie 10 km.
Nie mamy żadnych części zamiennych, które byśmy zabierali ze sobą. Po prostu zakładamy, że nic się nie stanie.
Wiem, że nasi wojacy bardzo różnie podchodzą do Honkerów. Rozmawiałam z różnymi - jedni po Afganistanie chwalili, inni wyklinali. Kwestia gustu i podejścia? Może. Może też kwestia wersji, bo starsze niż mój podobno inaczej jeździły. Pewnie jednak też kwestia obsługi. Nie wiem, jak to faktycznie w wojsku wygląda z serwisowaniem, ale jakby nie było, to nie jest tam samochód, który należy do jednej osoby i ona o niego dba. Słyszałam o awariach wynikających - jak to we flotach nawet cywilnych bywa (też znam z opowieści znajomych kierowców zawodowych) - ze słabej obsługi. Poza tym trzeba wziąć pod uwagę, że to jest maszyna robocza, a nie limuzyna. Jest surowy i wymagający bardziej niż na przykład gelenda czy jakaś toyota z tego samego roku. Ma swoje wady, ale i swoje zalety - zależy czego kto wymaga.
Poza tym nie jestem jedyna, która jeździ Honkerem

Jest jeszcze kilka innych osób (tu na forum), które podróżują co najmniej po Europie swoimi.
A tak z ciekawości - co to za misja w Gruzji? nie obiły mi się takie o uszy.