ktoś rzucił urok na moją maszyne... od 24 grudnia, a więc od narodzin tego z prawicy największego mimo że się staram, nie wychodzi mi jazda uazem
najpierw płyn potem cylinderki potem pompy potem sprzęgło a dziś wyjeżdżam, wdrapałem się na wielką górę i zgasło... znalazłem się w ciemnej dupie bo ani dotoczyć się do zjazdu ani nikt po mnie nie wjedzie bo czym?

całe szczęście że dzisiaj też zmieniłem pompę paliwa i w końcu odpalił na paliwie no i prawie dojechałem do domu
awaria wyglądała tak: wjechałem na górę, silnik przez chwilę się zakrztusił, sekundę później znowu i zgasł... słychać że podaje dawkę gazu, ale nic się nie dzieje... nigdy nie miałem takiego problemu... parownik nie zamarzł, gaz jest, przez całą drogę nic się nie działo...
ręce opadają... niech mnie ktoś powozi uazem bo ja już nie mogę
