Post
autor: Kabal » wt lip 26, 2011 8:45 am
To może na razie opis bez fotek.
Wystartowaliśmy wczesnym rankiem z Wrocławia(zaspaliśmy) i ruszyliśmy w stronę Nowego Targu. Malownicza trasa wzdłuż Dunajca, po drodze zamek w Niedzicy i Czorsztynie. Dalej w stronę Bieszczad, które zamierzaliśmy osiągnąć późnym popołudniem. Po drodze zacząłem Automapie, którą się wspomagaliśmy(podstawowo nawigowała Żona) zadawać ustalanie trasy terenowej. Trafiliśmy na ciekawą dróżkę w lesie z dwoma małymi brodami gdzie urwaliśmy amortyzator(okolice Hańczowej). Później trochę się pogubiliśmy, za co w nagrodę dane nam było zobaczyć z odległości ok 10-15 metrów od samochodu dużego (ca 1.5 m rozpiętości skrzydeł) drapieżnego ptaka (czy tam żyją orły?, czy może to Kania, Orlik?), jeden z najpiękniejszych chyba widoków w moim życiu.
Dalej do Komańczy i Duszatyna, w okolicach którego dzięki forumowemu koledze znaleźliśmy całkiem fajne, choć nie samotne (kilka osobówek, ale raczej spokojnych) miejsce do spania.
Kolejnego dnia objechaliśmy Biesy dookoła by zjeść obiad w okolicach Tarnawy Wyżnej. Samotnie poruszaliśmy się tego dnia głównie asfaltem (pomijając kilka skrótów, które wydawały się być legalne).
Wieczorem chcieliśmy znaleźć nocleg nad Soliną od strony Werlasu. Tam nieopatrznie wjechałem, gdzie najprawdopodobniej niepowinienem... Zaliczyłem nieduży (ok 40 – 50 metrów) niewinnie wyglądający zjazd, później podjazd i witamy w dupie... Na to zaczął padać deszcz. Cudem nawróciłem auto i próbuję jechać w odwrotnym kierunku. Zjazd, koleina z błotem i podjazd. Brakło może 1.5 metra do szczytu i Bieszczadzka glina zakleiła opony. Każda kolejna próba ataku była coraz bardziej żałosna. Silnik zaczął się zagotował, robi się ciemno, pada coraz mocniej, spojrzenie żony "a nie mówiłam", wincha brak. Ocena sytuacji – nic poza starem z mechanikiem mnie z góry nie wyciągnie, odwrotu brak, czasu do zmroku coraz mniej, fuck. Ślisko jak na śniegu ubitym, zero trakcji. Za namową małżonki, która zachowała zimną krew ułożyłem pod górę na całej trasie w obu koleinach gałęzie pozostałe z wyrębu, w międzyczasie silnik przestygł i ogień. Udało się. W okolicznym sklepie dostałem wodę do umycia siebie, świateł i uzupełnienia braków w chłodnicy (2.5 litra wlałem). Krótki ogląd auta – strat brak, ruszamy dalej. Sił do szukania noclegu brak – zaliczamy pole namiotowe wioskę dalej. A mogliśmy zostać u znajomego koło Ustrzyk... Solina kusiła za bardzo.
Rano ruszamy dalej, cholera, hamulce działają tylko przy końcu, kontrolka świeci, coś popsuliśmy. Uzupełniam płyn hamulcowy na najbliższej stacji, pomaga, na dwa naciśnięcia hamulca, nic to, jedziemy dalej, gdzieś znajdziemy mechanika. Przez Arłamów i Kalwarię Pacławską do Przemyśla. W Arłamowie diagnozuję awarię podczas kolejnej dolewki płynu. Zerwany przewód hamulcowy przy tylnym moście. Śruba przy trójniku nie daje się ruszyć, nie wiem dlaczego nie zaślepiam całego tyłu, uznaję, że jadę bez hamulców, na awaryjne hamowanie ciśnienia wystarczy. I faktycznie do Przemyśla naciskam hamulec może dwa razy. Jedynie zjazd z Kalwarii jest nieco emocjonujący, reszta to betka. W Przemyślu mechanik po nierównej walce w końcu odkręca przewody i wymienia cały tył w godzinkę posiłkując się przewodami z matiza, tico i lanosa (może się komuś przyda, stożki takie same, długości udaje się dobrać prawie idealnie). Płacimy mało, z uśmiechem na twarzy idziemy zwiedzać Przemyśl zaczynając od kuchni. Świetne i niedrogie pierogi z kaszą gryczaną i mięsem oraz wielkie lody jeszcze bardziej poprawiają nasz humor. Niestety z Przemyśla wygania nas popołudniowa burza, omijamy część zaplanowanych atrakcji i zamiast szukać noclegu transferujemy się do rodzinki mojej Żonki na Roztocze. Po drodze wpadamy zobaczyć Szumy nad Tanwią. Kolejne trzy dni to biesiada, Żeremie bobrów, lasy, biesiada, lasy, biesiada. Roztocze jest piękne. Tylko trzeba dużo jeść, bo każdy chce ugościć jak potrafi, a że każdy ma swojskie wędliny i mały zapas wódki.
Kończymy popas i dalej w drogę. Jesteśmy już umówieni z forumowym kolegą @Danti, który oprowadza nas po Zamościu. Wcześniej sami spacerujemy w Zwierzyńcu. Wieczorem dobijamy w okolice Hrubieszowa i szukamy noclegu. Jedziemy drogą wzdłuż Bugu i próbujemy odbijać w lewo w poszukiwaniu miejsca na namiot. Trafiamy na wioskę pod lasem, gdzie przemiły człowiek proponuje nam rozbicie się przy opuszczonym domu. Niestety nawet nie udaje nam się wysiąść z auta, gdyż obsiada je chmara robactwa wszelkiej maści. Domykamy szyby i w nogi. Nocleg znajdujemy ok 3 km przed Dubienką na nieczynnym polu namiotowym, przy nieczynnym kąpielisku. Gdy sie rozbijamy nagle coś uderza w auto. Chwilę później drugi raz. Gdyby stało pod drzewem pomyślałbym, że to orzechy. Coś lata dookoła auta. Ze dwie sztuki, chyba szerszenie. Zbliżam się nieśmiało, nie szerszenie, ale wyglądają groźnie. Od wędkarzy dowiadujemy się , że to jakaś wersja bąków, na szczęście wolą nasze auto od nas... Ku naszemu zdziwieniu ostał się tam czynny bar, więc popijając chłodne piwko wypytujemy właściciela baru o historię tego podupadłego miejsca. Bardzo sympatyczny i trochę odjechany wieczór.
Rano w drodze na spotykanie z kolegą Metale, który ma nas poprowadzić wzdłuż Bugu zaliczamy kąpiel w zalewie Husynne i ruszamy dalej. W ciągu dnia już z Bartkiem oglądamy dąb Bolko, moczymy się w Bugu, kluczymy, walczymy z robactwem. Chwila zadumy w Sobiborze i zbliża się wieczór. Wbrew ostrzeżeniom Bartka na nocleg wybieramy Okuninkę, co przeklinamy już przy posiłku. Dalej jest tylko gorzej. Dziewczyny zmęczone śpią, ja słucham karczemnych awantur. Rano, w trybie przyspieszonym jemy, pakujemy graty i zostawiamy za sobą ten syf (choć samo jezioro jest fajne). Dalej na północ. Jabłeczna (piękny monaster),Sławatycze, Kodeń, Janów Podlaski, Drohiczyn (pyszne kartacze w Karczmie Stara Baśń). zaglądamy cały dzień w różne dziury. Droga idzie nam tak dobrze, że kończymy w Białowieży. Tam nocleg i rano do puszczy. Wizyta u Żubrów, przejazd leśną drogą do Narewki i moczymy tyłki w Jeziorze Siemianowskim. Z uwagi na to, że okolica szykuje sie do jakiejść potupajki nad wodą nie zostajemy na noc, tylko uciekamy dalej, na szczęście jest w miarę wcześnie a droga nam idzie, więc dzionek kończymy w Kruszynianach. Wg mnie mus zobaczyć, wejść do meczetu i odwiedzić mizar. W wiosce znajduje się też tatarska restauracja ze smacznym i w miarę niedrogim jedzeniem. Na końcu wsi jest pensjonat z polem namiotowym gdzie lądujemy na noc.
Rano jedziemy do Augustowa, snujemy się po okolicy, by docelowo wylądować nad jeziorem Wigry, które objeżdżamy dookoła szukając ciekawego noclegu. Widoczki przepiękne, cisza, spokój, ciepła woda w jeziorze, rewelka.
Kolejny dzień zaskakuje nas krajobrazem. Jedziemy w okolice Puńska, i napotykamy pagórki, pastwiska, normalnie przedgórze alpejskie, zauoroczeni widokiem wyszukujemy kolejne szutrówki i docieramy przez Wiżajny, Stańczyki, Gołdap, docieramy do Węgorzewa. Po drodze oglądamy m.in. piramidę w Rapie.
Rano pakujemy się szybko, bo zbiera się na deszcz. Nie czekamy długo. Nawet nie dane nam jest zjeść śniadanie, które jemy dopiero w Wiczym Szańcu (nietanio). Szaniec mus zwiedzać z przewodnikiem, inaczej to nieciekawa góra kamieni zwiedzana w towarzystwie komarów. My trafiamy na panią Jagodę, która rewelacyjnie i dowcipnie prowadzi nas przez gąszcz drutów i betonu. Plan na popołudnie to dotrzeć do Zalewu Wiślanego, kluczymy do wieczora, który zastaje nas we Fromborku. Na kempingu oprócz właściciela witają nas osy. Właściwie to są w całym Fromborku, ale na naszym kempingu i na mikroplaży jest ich najwięcej... Natrętne niemożebnie.
Rano zwiedzamy katedrę, b. Ciekawą wystawę o poszukiwaniu grobu Kopernika i jemy pyszne ciacho w kawiarni przy wieży wodnej. Resztę dnia spędzamy w Jantarze, błogie leniuchowanie.
Wieczorem zawijamy do Trójmiasta, gdzie nocujemy u mojego kolegi, pierwszy od Roztocza nocleg w łóżku.
Rano zwiedzamy Trójmiejską Starówkę i niestety musimy wracać do Wrocławia.
Uff, pewnie zylion miejsc pominąłem. Wschód jest rewelacyjny, ale nie można gonić tak jak my. Nie da się też zobaczyć wszystkiego, szczególnie z trzylatkiem, który lubi spać w aucie i żal budzić czasem pociechę. Dlatego czasem świadomie odpuszczaliśmy warte zobaczenia atrakcje. Następna dłuższa wycieczka na pewno będzie przez nas planowana nieco inaczej - baza i kilka dni promienistej eksploracji.
Your body is not a temple, it's an amusement park. Enjoy the ride.
tel. 504126172