No i po długich poszukiwaniach, przejechaniu naszego pięknego kraju wzdłuż i w szerz, znalazłem takiego, który spełniał moje oczekiwania.
Jechałem po niego pociągiem przez całą Polskę aż do szczecina z kasą w kieszeni i wypiekami na twarzy. Spełniało się w końcu moje dziecięce marzenie. Ze szczecina wróciłem już moim jeepem wranglerem 4,2 Sahara. Po drodzę oczywiście wydawało mi się, żę wszyscy których mijam patrzą na niego z zazdrościa i fascynacją nie mniejszą niż ja sam. Przejechałem nim całą Polskę i triumfalnie wjechałem na plac pod domem. Wszyscy oczywiście, tj. cała rodzina zeszli się, żeby pooglądać mój zakup. Wszyscy komentowali i zachwalali. Jedynym, który nic nie powiedział był mój teść. Facet ma już słuszny wiek, sporo w życiu widział i przeszedł i patrzyłem jak obserwuje uważnie moje autko, mojego JEEPa, prawdziwego JEEPa!
No i minęły już od tego czasu 3 miesiące. Pojeździłem nim trochę, pierwsza euforia już minęła i przyzwyczaiłem się do faktu, żę go mam. Widziałem tylko, żę teściu przygląda mu się czasem i obserwuje jego przemiany. Patrzył na nie z wydawało mi się, że zainteresowaniem i podziwem i czekałem na to, kiedy powie mi: synku, rasowy jest ten jeep.
Wiedziałem, że musi to kiedyś nastąpić i że poczuję się jeszcze z niego dumny.
Fakt, że rozsypał mi się most i skrzynia nie zmąciły mojej wiary w jeepa i jego legendę.
No i nastąpiło to dzisiaj rano. Wychodząc z domu spotkałem teścia przed domem. Odwrócił się do mnie i zapytał: "Rafał a gdzie masz tego swojego... TARPANA?!?!?!" Powiedział Tarpana!! I tym sposobem czar prysł...
