jestem od wielu miesięcy na tym forum jako czytacz/ogladacz ale dopóki nie doszło do czegoś konkretnego to nie chciałem się pchać przed szereg. Ale teraz wreszcie przed zimą coś... i stąd parę pytań

Jak pewnie większość z Was zachorowałem dość poważnie na cherokeego, na razie choroba ma łagodny przebieg - objawia się tym że na każdej stacji benzynowej zaczepiam użytkowników w/w, oraz prawie codziennie na Ursynowie mijając się z 3 drzwiowym kanciakiem na Płaskowickiej odczuwam ukłucie zazdrości

Ale do rzeczy: mieszkam na wsi, 300 m od asfaltu, asfalt 25 kategorii odśnieżania - już to powoli zmusza mnie do zakupu 4x4. Mam brykę służbową więc auto nie musi być super niezawodne i zawsze na chodzie. Chciałbym w ciągu miesiac sprowadzić sobie coś z Germanii, jadę z kumplem mechanikiem więc o sprawy typu silnik/skrzynia się nie martwię raczej o duperele. Pierwsze pytanie brzmi - czy lepiej kupić coś z początku lat 90 wydajac mało i być przygotowanym na to że stawiam go w warsztacie i w ciągu 2-3 miesięcy ładuję mnóstwo pracy i pewnie z 10 tys czy lepiej te 10 dołożyć na starcie i kupić coś z końca lat 90?
Drugie pytanie wymaga wstępu - co roku w różnych miejscach Europy wypożyczam na 2 tyg jakieś różniaste pojazdy - raz jest to stara vitara, raz samurai, raz jimny czyli pojazdy najczesciej spotykane w wypożyczalniach. Robię każdym koło 1000-1500 km zazwyczaj poza asfaltem. Znam już w ten sposób znaczną częśc Turcji poza turystycznej


Poza wyjazdami wakacyjnymi przeznaczeniem auta będzie przecieranie szlaku w zimie, jakieś narty, ciągnięcie przyczepy. Póki co żadnych extremów (chyba że mi odbije).
No i czy cherokee bez żadnego liftu, na w miarę normalnych oponach zapewni w miarę wygodną jazdę po czarnym (czyli powiedzmy 100-110 bez skakania z lewej na prawą)?
Nie nie starajcie się przekonywać mnie do czegoś innego - za późno...
Teraz czekam na baty.