Zawieszenie dostalo nieźle w kość, pękła przednia szyba (kamień), ale mniejsza z tym.
Otóż przydarzyła się NAJGORSZA z możliwych rzeczy, jakiej się obawiałem: wysiadła elektroniczna blokada zapłonu (a właściwie, zdaje się, dopływu paliwa), czyli komunikacja między NADAJNIKIEM w pilocie i ODBIORNIKIEM w aucie. Przypominam: jest to mój nowy Blazer - 1999 (full opcja). W tym modelu, po kilku minutach od wyjęcia kluczyka ze stacyjki, włącza się fabryczny IMMOBILIZER, który, żeby zapalić, należy odblokować prawym przyciskiem pilota (tak samo, jak otwieranie drzwi). Opcja świetna, bo auto jest praktycznie nie do ukradzenia - niestety, nawet przez właściciela. Z całej podróży ta historia wyrwała nam 3 cenne dni. Opiszę to dość szczegółowo, więc wybaczcie nadmiar treści.
A historia przydarzyła się w Jałcie. (Jałta jest na samym pd. Krymu, 1800 km stąd...)
Objawy: brak sygnału z pilota, zero reakcji. Oczywiście było kombinowanie ze zmianą bateryjki (przy okazji, przypadkowo przeczytałem na wnętrzu pilota, że PO WYMIANIE należy przytrzymać oba górne przyciski pilota naraz przez 7 sek.). Oczywiście grzebanie w silniku, sprawdzanie bezpieczników... załamka. No i normalna życzliwość ludzka: zbiegowisko, 'mądre' rady taksówkarzy, itp. Pewien Tadżyk, widząc, że grzebię w silniku, zaoferował pomoc i po odnalezieniu fachowca - 'elektrońszczyka' na przedmieściach Jałty, podholował Blazera swoją starą Ładą (kilka km, pod górę!!!). Elektrońszczyk zapewnił, że na 100% to naprawi, lecz na drugi dzień dopiero. Tymczasem... nagle wszystko się naprawiło SAMO!
No więc, ucieszeni, znów zjechaliśmy w dół, do miasta, tym razem pod sam rynek, przy porcie (mieliśmy dokonać kilku zakupów i ruszać w dalszą drogę). No i byla to fatalna decyzja. Więc: wracamy do auta i... znowu ZERO REAKCJI!
Byliśmy załamani. Żałowałem, że nie mam np. telefonu do Leny, albo kogoś innego z forum.
Zacząłem rozkręcać deskę rozdzielczą. Znalazłem pod spodem puszkę z odbiornikiem (ale na niej jest napis >ABS<, więc to mnie zmyliło), znalazłem głęboko schowany blok m.in. z przekaźnikami blokady drzwi, itp., ale nic to nie dało. W silniku zacząłem odłączać różne wtycznki, przy zapłonie, itd.
Po tych kombinacjach wyświetlił się na stałe napis SECURITY w zegarach (cały czas, nawet, jak był wyjęty kluczyk) i zablokowały się niektóre elektyczne funkcje auta (otwieranie tylnej klapy, oświetlenie sufitowe, itp). Po prostu MASAKRA i załamka. Kolejni 'doradcy' (miałem ich już dość, bo takie bzdety wymyślali!)...
Znalazła się też nowa pomoc: tym razem dwaj Azerowie obiecali, że pomogą na drugi dzień. Paranoja: znowu holowanie Ładą (jeszcze starszą, jeszcze dalej i jeszcze stromiej!!!). Z Łady się dymiło, 2 razy zrywała się lina, ale udało się i to w dodatku bezinteresownie (wspaniali ludzie!).
Elektrońszczyk (świetny facet!) owszem, naprawił usterkę, ale dopiero na 3-ci dzień (musieliśmy długo czekać, zą się za nas zabrał, bo to jedyny taki spec w całej Jałcie). Bez problemu odnalazł odbiornik (okazało się, że to ta lekka puszka z napisem >ABS<, są do niej tylko 3 przewody), moduł sterowania tym wszystkim (po stronie pasażera, przy ściance drzwi, pod schowkiem - nigdy bym na to ne wpadł; ale z tym akurat było wszystko OK).
Tłumaczył, że to w ogóle jakiś przestarzały typ komunikacji, w którym nie ma chipa w kluczyku (pilocie) zdaje się - bo gdyby był, mógłby łatwo przeprogramować. Coś programował, w końcu okazało się, że coś nie kontaktowało po prostu w odbiorniku. Widziałem, że posciągał jakieś kody z nadajnika i odbiornika, ale ja się na tym kompletnie nie znam. Tłumaczył jeszcze trochę, tyle, że aż tak dobrze po rosyjsku to ja nie skumałem. Polecił ogólnie udać się po powrocie do dobrego diagnosty-elektronika.
Za naprawę wzjął 100 hrywien (ok. 40 zł

Byliśmy szczęśliwi.
Ale żeby było śmieszniej (a własciwie straszniej!), historia wcale się nie skończyła. Otóż jeszcze 3 razy, gdy nocowaliśmy na jakichś odludziach (np. na płw. Kazantip, gdzie nawet nie ma ludzi!), historia się powtórzyła. Już prawie wpadliśmy w panikę, lecz wpadłem jednak na prosty pomysł: odłączyłem klemę (-), pozwierałem trochę z (+), odczekałem trochę, przyłączyłem... Potem 2 przyciski pilota przez 7 sek... I zadziałało!!
Z tym, że raz za pierwszym razem, a dwa razy (już przy powrocie do PL) musiałem takie operacje wykonać kulkukrotnie. Czyli znów jakby się pogorszyło. Być może wtedy w Jałcie taki zabieg mógłby zadziałać? Ale i tak nie jest dobrze. Przy krótkich postojach po prostu zostawiałem na wszelki wypadek przekręcony kluczyk w stacyjce.
PYTANIE BRZMI:
- co w ogóle się dzieje?
- jak ominąć całą tę blokadę? Czy da się to cholerstwo wyciąć, a przynajmniej dorobić jakieś ominięcie tego np. przewodami na krótko (z jakimś ukrytym przełącznikiem, żeby w razie awarii odpalić auto normalnie, z kluczyka) ?
- gdzie jest przy silniku moduł odcinający paliwo i czy może w nim można zrobić jakieś obejście, żeby w razie czego odpalać normalnie (j.w.) ?
- może wystarczy jakoś zablokować sam moduł / przekaźnik czasowy, który włącza immobilizer po tych kilku minutach?
- napiszcie wszystko, co o tym wiecie, żeby wyeksploatować temat i uchronić innych przed podobnym zdarzeniem. Skorygujcie mój text, jeżeli coś opisałem nie tak.
- kto z Was mógłby się np. podjąć jakiejś ingerencji w to, ew. polecić jakiegoś super-fachowca, najlepiej w okolicy Łodzi?
Elektronika to najbardziej paskudna rzecz w autach - zwłaszcza, jeśli od niej uzależniony jest w ogóle rozruch. . 100 x wolałem pod tym względem poprzeniego Blazera (95), w którym nie było takiej blokady.
Wybieram się niebawem znów za granicę i słaby by było, gdyby auto zostało unieruchomione gdzieś w polu...
Z góry dzięki.
++++++
Przy okazji wniosek: gdyby ktoś chciał na Ukrainę, może lepiej kupić Ładę 1600. Na pewno nie zawiedzie, a i jeszcze Blazera podholuje...