
W weekend wybrałem się na tor off-road w Wiśle. Ze strony internetowej, w galerii, spodziewałem się raczej średnio trudnego terenu. W rzeczywistości trasy są strome, z koleinami, trochę hardcorowe. Wcześniej byłem na trasie z tego przewodnika 4x4 wydanego przez Auto Świat. No fajna wycieczka. Tylko, że oprócz jednego krótkiego odcinka całą trasę pokonałbym też Polonezem...
W Wiśle spodziewałem się bardziej prawdziwego terenu i od razu założyłem, że omijam trasę "ekstremalną". Ale na zwykłej już na początku trzeba było załączyć reduktor. Na zdjęciach nie widać jak strome są podjazdy w lesie, a koleiny wydają się płytsze niż w rzeczywistości. Blazer jeździł lepiej niż się spodziewałem. W pewnym momencie podjazdu, Blazerek już stanął kręcąc w miejscu wszystkimi kołami. Przypomniałem sobie radę Leny, że Blazerem trzeba jechać ostro - gaz w podłogę i przejedzie. Udało się spokojnie cofnąć kawałek na bardziej twarde podłoże, gaz może nie w podłogę, ale zdecydowanie i po chwili byłem na górce. Jeszcze zjazd i kolejny wjazd inną trasą. Zachęcony umiejętnościami Blazera postanowiłem pojechać dalej drogą, w której koleiny były głębsze niż prześwit Blazerka. No nie, nie wjechałem w te koleiny, chciałem być sprytny i ominąć przynajmniej początek okrakiem co wymagało przejazdu przez dwa pniaki. I ten drugi powstrzymał Blazera, który zawisł na nim za przednim kołem. Na dodatek przód przeskoczył na pniakiem, który zakleszczył się między ramą rurą wydechową. Drugie koło wpadło do koleiny a osłona silnika wbiła się w glinę.
Sprawę po godzinie i czterech podchodach z róznych stron zakończył szczęśliwie starożytny czechosłowacki ZETOR.




I z powrotem na 4 kołach:


