Post
autor: leon zet » czw paź 27, 2022 9:10 am
Tekst co prawda wcześniej zamieściłem gdzie indziej, no ale...
Orlik przecknął się nagle. Leżał w łóżku, które zdecydowanie nie należało do niego. Rozejrzał się po wnętrzu. Czyste, sterylne i zdecydowanie bezosobowe. Pozbawione jakiejkolwiek indywidualności, takie metroseksualne - o ile można w ten sposób mówić o wnętrzach. W dodatku coś hałasowło i świeciło zdecydowanie za niebiesko. Orlik westchnął. Hotel. Zasnął w hotelowym pokoju przy włączonym telewizorze. Po co go włączył - nie pamiętał. W chałupie telewizorni nie posiadał i jakoś szczególnie mu to nie przeszkadzało. Tutaj po prostu telewizor był.
Pomacał wkoło siebie w poszukiwaniu pilota. Podłużny plastikowy przedmiot leżał tuż pod ręką. Na oślep wcisnął kilka przypadkowych guzików. Telewizor litościwie zgasł. Widocznie trafił we właściwy.
Zamknął oczy.
To co wydarzyło się później stanowiło ciąg trudnych do wytłumaczenia zdarzeń.
- nadajemy specjalne wydanie wiadomości programu pierwszego - odezwał się telewizor głosem czołowego prezentera rządowych środków masowego rażenia.
Orlik zerwał się na równe nogi.
- przecież cię wyłączyłem chuju bolesny - rzucił w kierunku odbiornika.
Prezenter nie przejął się obelgą. W sumie - pomyślał Orlik - trudno aby facet się obraził. To nie obelga, tylko diagnoza. Rozejrzał się za pilotem, coby zakończyć ten nieoczekiwany telewizyjny wybryk, ale jak na złość ten gdzieś się zapodział.
- dobra, z klawisza cię wyłaczę...
- proszę państwa, przenosimy się do sejmu, gdzie właśnie trwają nadzwyczajne obrady zgromadzenia narodowego. Sytuacja jest wyjątkowa.
Orlik zatrzymał się w pół kroku.
- dobra - rzucił w kierunku telewizora - jestem zainteresowany. Komuś wojnę wypowiedzieliśmy?
- proszę o zabranie głosu pana prezesa rady ministrów - oznajmił marszałek sejmu prowadzący obrady.
Na mównicę wszedł facet w średnim wieku, w okularach na wyjątkowo długim nosie i charakterystycznie opadającym kąciku ust. Rozejrzał się po sali, poprawił plik notatek i odchrząknął.
- panie prezydencie, panie marszałku sejmu, panie marszałku senatu, szanowni członkowie zgromadzenia narodowego Banana Repablik of Bolanda, szanowni rodacy!
- a zjeżdżaj! - wyrwało się Orlikowi - czyim ty niby jesteś rodakiem?
- zebraliśmy się tu, aby omówić wydarzenia z ostatnich 48 godzin. Mogę dziś potwierdzić dotychczasowe nieoficjalne doniesienia prasowe. Rzeczywiście wczoraj w godzinach popołudniowych w miejscu zamieszkania zostały odnalezione zwłoki naszego światłego przywódcy Jarosława Niechluja....
Na sali zrobiło się spore zamieszanie i gwar podniesionych głosów. Zgromadzeni powstali. Część w milczeniu, pozostali zaś głośno bijąc brawo. Jeszcze inni padli na kolana wznosząc modły. Nie wiadomo czy żałobne czy dziękczynne.
- no cyrk - pomyślał Orlik - normalnie cyrk na kółkach.
Marszałek bezskutecznie usiłował zaprowadzić jakikolwiek porządek. Entuzjazm zgromadzonych przedstawicieli opozycji nie dawał się stłumić. W końcu jednak zapanował względny ład. Ciekawość zwyciężyła.
- apeluję o spokój - powiedział prowadzący obrady, po czym dodał
- proszę kontynuować panie premierze.
Długonosy poprawił okulary. Orlik sięgnął do hotelowej lodówki i wyciągnął z niej piwo.
- otóż jak już wspomniałem nasz przywódca...
- szeregowy poseł! - dobiegł z sali damski głos
-... nasz przywódca zmarł. Trwają czynności zmierzające do ustalenia wszystkich okoliczności tego zdarzenia. Nie wykluczamy żadnych ewentualności z zamachem włącznie. Służby i prokuratura prowadzą czynności a cała sprawa jest nadzorowana przez ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego.
Orlik parsknął śmiechem. Niestety nie zdążył przełknąć piwa, więc zaskutkowalo to spektakularną fontanną i atakiem kaszlu, w którym utonęła reszta słów premiera. Ten z resztą na krótko przerwał swoje wystąpienie a z głośników popłynęło coś zupełnie niespodziewanego. Dialog że słowami parlamentarnymi.
- stary... [cenzura]... Podobno kot go zagryzł...
- a żeby tylko... Zeżarł i wyrzygał...
- zabezpieczyliście kota?
- spokojnie, mamy go w worku... Czterech naszych pogryzł i podrapał zanim go ujęli...
- on nie może wpaść w łapy opozycji. Będzie dla nich bohaterem...
Sala zamarła. Okazało się, że marszałek nie wyłączył swojego mikrofonu i w najlepsze rozmawiał z kumplem z senatu. Połapali się w końcu i zamilkli. Ale mleko zostało rozlane.
Na sali zawrzało. Pojawiła się straż marszałkowska. Prezydent ostał ewakuowany chwilę wcześniej. Transmisję przerwano. Na ekranie pojawił się prezenter rządowej telewizji. Nawet szkoła medialna ojca Borowika nie szkoliła na takie ewentualności.
- Szanowni państwo - przerywamy transmisję i za moment wracamy...
- taki [cenzura] wracacie - rzucił Orlik. To koniec. Wasz koniec.