To nie jest nowe zjawisko... jak miałem...znaczy się w 1983 roku

na weselu na wsi, była pańcia z pieskiem - ratlerek albo jakiś podobny, i siedział na miejscu dla gości i jadł z talerzyka. Miejscowe chłopaki - trochę "starsze", były ciekawe czy ten piesek jest na prawdę taki wygimnastykowany, żeby przy swoim wzroście, z talerzyka ze stołu pobierać. Wymyślili na poczekaniu ćwiczenie dla pieska - włożyli mu głowę między sztachety w płocie i dotąd się odpychał aby się uwolnić, aż się uwolnił na amen. Lokalna prasa milczała, nikt nie miał komórek, bo jeszcze nie były dostępne. Śmiechu było co niemiara - pańcia płakała. "Starsze" chłopaki milczeli, a młodym nie wolno było się wypowiadać. Dziury w psychice do dzisiaj?
Mimo wszystko, przyznam się, że jak usypiałem swojego psa - miałem 23 lata, to płakałem jak bóbr... a jak wet powiedział, żeby go włożyć w pudełko i wyrzucić na śmietnik, to wiecie co pomyślałem. Zakopałem...ale w głowie do dzisiaj siedzi.