
No i w pewnym momencie auto zaczyna dziwnie skrecac wiec sie zatrzmuje. Patrze pod auto i widze cos takeigo:






Normalnie zatkało kakao. Spadla nakretka mocujaca drazek kierowniczy do prawego kola i ten drazek sie poprstu zsunal. Gwint nie byl zerwany. Poprostu podkladka i nakretka gdzie sie ulotnila. Oczywiscie, bo rozpiciu flaszki sliwowicy znalazla sie odpowiednia nakretka od Kraza i jakas podkladka i mozna bylo jechac dalej, ale no do ch...a! Przeciez to nie nie powinno samo odkrecic!

Dziury byly zajebiste to fakt, ale wszystko byly dobrze sprawdzone przed wyjazdem i jestem prawie pewien,ze bylo dokrecone. Kierownik Kraza tez mowil,ze nie ma bata,zeby to sie samo odkrecilo. Co sie moglo stac? Nakretka pekla?
Czemu to do cholery nie jest zabezpieczone jakos? W japonskich jezdzidlach wszystkie takie newralgiczne punkty sa z reguly bardzo dobrze zabezpieczone (kontry, zawleczki etc..) O tym zapomnieli?
Ukrainski patent wytrzymal bez problemu 1000km, ale musze to jakos usprawnic.
Jak to zdrutowac, zebys sie juz nie odkrecilo?
Loctide? Czy podkladka sprezynujaca? Czy zawleczke dorobic ? Czy wszystko naraz? Sruby twarde jakies? Czy lepiej miekkie,zeby w razie czego gwintu nie zerwalo?