przypowieść o filtrze...
Moderator: Jerry
Re: przypowieść o filtrze...
dawac historie na wieczor ...
Re: przypowieść o filtrze...
powiedz mi olo jak to jest, że wszyscy wiedzą o co kaman, tylko ty nie 

Land Rover made by craftsmen-driven by psychos 
always look on the bright side of life

always look on the bright side of life

Re: przypowieść o filtrze...
Wąż pisze:powiedz mi olo jak to jest, że wszyscy wiedzą o co kaman, tylko ty nie
chcialbym sobie to utrwalic,a poza tym uwielbiam jak czeslaw opowiesci snuje ...

- michalxl600
- Posty: 1713
- Rejestracja: śr lut 25, 2009 11:57 pm
- Lokalizacja: okolice Miastka
Re: przypowieść o filtrze...
znaczy ....miłosne ?LR_Olek pisze:dawac historie na wieczor ...

kobiety też mają prawo programować.Dlatego kupujemy im pralki 

- czesław&jarząbek
-
- Posty: 31170
- Rejestracja: ndz maja 05, 2002 1:00 am
- Lokalizacja: SK
- Kontaktowanie:
Re: przypowieść o filtrze...
dobra...niech bedzie moja strata...
ta przypowieść bierze swój początek w typ popapranym dniu w którym sprzedałem zielono kurwe, a dotyczy fragmentów podróży różnych popaprańców po kraju które mnie dotykają.
jakoś tak wczesnym popołudniem zadzwonił fiflak.
fiflak nigdy nie dzwoni bez powodu. zawsze jest jakieś drugie dno i nieuchronne powikłania...
ta jego hiperaktywność styczniowa wzięła się z tego, ze kropracja wykopała go na urlop.
no więc zadzwonił i takie tam bla bla bla cośtam cośtam zapodaje, że niby co ja sądzę o tym i tym, i czy tenże odważyłby się jego zajebistość fiflaka wydymać handlowo?
w zgodzie z sumieniem odpowiedziałem, że jeżeli tylko będzie taka możliwość to wydymanie nastąpi. no i takie tam ple ple ogólne. bo wiesz, za dwie godziny będziemy w katowicach z grubym bo jedziemy do zgorzelca czy tami innego chemnitz.
[była czternasta z minutami] no to zapodawajcie na kawe. e nie nie, raczej cie chcieliśmy wyciągnąć gdzieś. nie chce mi się, zapodawajcie. to ok ok, będziemy dzwonić.
rozłączyłem się i zapomniałem o temacie bo wir tamtej soboty mnie wessał natychmiast. w międzyczasie zrobiła się dwudziesta trzecia [za dwie godziny mówił].
dzwoni fiflak...no dojezdzamy...
aha. no to wbijajcie. a jak tam sie jedzie? no przeca byłeś tyle razy... no tak, to zadzwonie jak sie zgubie. zadzwonił jeszcze ze cztery razy-musiałem go prowadzić od trzech stawów pod samą furtkę.
eloł eloł my tylko na chwilę bo zaraz jedziemy dalej do wupertalu. po jaką cholerę jedziecie do tego chrubieszowa? no trójkę kupować i na t2 czy tam t34 przerabiać. czemu tak długo jechaliście ze srulejówka? a bo coś sie zaświeca i puziot w tryb awaryjny wchodzi i przestaje jechać. mamy nawet komputer ze sobą, ale nie ma złącza diagnostycznego w tym oplu. no i takie tam ple ple ple, jak to z fiflakiem. wypili dwa dzbanki kawy, zjedli ciasto, miałem akurat flaszke wina otwartą to sie pytam czy chcą? fiflak, że owszem, gruby że nie bo zaraz jadą. fiflak się nawet zerwał do dzwonienia do tego tam całego dzierżoniowa że za już dojezdzają, ale powoli bo lanos wchodzi w tryb awaryjny i za godzinę góra półtorej będą. odbiłem drugie wino i zagrychę skromną. przy trzecim winie [było po pierwszej] fiflak wpadł na pomysł szukania hotelu bo w sumie to im sie dalej nie chce jechać. stanęło na tym, że zostają na podłodze. w sensie fiflak na podłodze, gruby na kanapie. ple ple, że skoro tak to o 6 muszą wyjechać i żebym wstał im śniadanie zrobić. nie ma opcji, same se radźta. [było przed trzecią jak szliśmy spać]
wstałem około 8 to już po nich śladu nie było. wynalazłem obiecany numer tel,posłałem esem i zająłem się kupowaniem jakiegoś samochodu żeby mieć czym w poniedziałek do roboty jechać. dopiero po południu zadzwonil fiflak, że w tym glasgow wszystko git, deal będzie i że wracają przez katowice i żeby na kawe sie gdzieś złapać. wyjątkowo wcześnie jak na nich bo około dwudziestej wypiliśmy po kawie na trzech stawach, zagryżliśmy frytkami i przez chwilę mi się zdawało, że będę miał spokój przynajmniej ze cztery miesiące.
w mylnym byłem błędzie.
w następną sobotę przed południem zadzwonił gruby...bo wiesz, klientka taka, 3landera jej robimy, do zakopanego jechała i się jej w krakowie osrał i czy ona by mogła przywieźć go do mnie, i może bym go naprawił, a jak nie to jak znowy będziemy jechać do cotbus po trójkę to go zabierzemy. zostawić spoko, dotykać tego nie bede, zabierzecie po drodze, wszyscy będą szczęśliwsi, tylko niech się abszlepiorz spręża żeby do godziny być u mnie bo potem poumawiany jestem. spoko spoko, załatwoine.
abszlep się uwinął, umarlak został zrucony w kąt placu i...okazało się, że klientka z dzieckiem, że backup z zakopanego najwcześniej o 22, że rzeczy przepakować, że cośtamcośtam. mnie czas gonił mocno, asertywność 100, proszz...tu jest samochód, żona was odwiezie na postój taksówek-misja silesia city center, knajpa, kino i co ino, baj baj maszkaro, jak przyjedzie backup proszę zadzwonić. i zapomniałem o temacie bo znajomi z okazji koncertu jakichś tam floydów australijskich wbijali ekipą na before-party
tak gdzieć około 21.30 porzucona klientka zadzwoniła, że backup będzie około 23 i jaki tam jest adres, do warsztatu w sensie. taki a taki, nara.
ale se uświadomiłem, że skoro jest 21.30 to właśnie ochrona wywala tą nieszczęsną posiadaczkę przekładanego anglika i jej dziecko na dwudziestostopniowy mróz. popatrzylim z kobitą na siebie i zadzwoniłem żeby se wzięła taksówkę i przyjechała przeczekać. o jak fajnie, jak fajnie ple ple.
po póło godzinie wbili z kolejnymi własnie dokupionymi w silesii tobołami. w bachorze jakaś megahiperaktywność się wyzwoliła. posiedzielismy, pogadaliśmy, jakoś się sytuację opaździerzyło. dość tak grubo po 23 odezwał się backup telefonem jak niby trafić i gdzie. coś tam wytłumaczyłem. po czterdziestu minutach kolejny telefon, że ni uja. to uznałem że pojedziemy i zgarnę gamonia z drogi.
w międzyczasie typ się odnalazł, a nawet trafił na miejsce. jak dojechaliśmy to już gotowił wóz do drogi powrotnej do zakopca.
i teraz tak...
kobita z dzieciakiem spakowana do 3landera w te niebieskie toboły z ikei bo wygodnie się wrzuca, auto pełne barachła na dwa tygodnie ferii, dwie pary nart z przyległościami, plus badziew dokupiony z nudów w silesii, a typ przyjechał...uwaga...polonezem atu.
czyli tym takim bardziej sedan. i 3/4 bagażnika miał już zajęte swoim własnym badziewiem.
uznałem, że poprzestanę na roli milczącego świadka i biernego obserwatora akcji "przepakować".
już po godzinie na mrozie i przydrutowani nart do bagażnika rowerowego w który wyposażony był polonez atu udali się w podróż życia do zakopanego. styczeń, pierwsza w nocy, dwadzieśnia w minusie, letko skorodowany polonez, katowice-zakopane, idealnie...
teraz w opowieści następuje przerwa w której zajmowałem się własnymi sprawami. oczywiście do czasu. zadzwonił fiflak. wiesz, jedziemy do bredy po tą trójkę i zabierzemy 3landera przy okazji. ale o 16 wyjezdzamy dopiero ze srulejówka więc będziemy późnoe, rozumiesz...
[cenzura] jak późno? no wiesz, nie za wcześnie, zadzwonie.
cudownie.
bo wiesz, jeszcze po drodze jedziemy do łasku jedno auto zostawić i dopiero potem do ciebie. aha, to nara.
[cenzura] , znowu noc w dupie.
zrobiła się dwudziesta trzecia. dzwoni. wiesz, mamy jeszcze godzinę do łasku, to my jednak najpierw pojedziemy z łasku do monachium, a potem wracając do ciebie autostradą. czyli poniedziałek w godzinach pracy? no pewnie tak. idealnie, nara i jak mawiają holendrzy hujerejs.
uff...
tu kolejna przerwa w opowieści pozwalająca dla odmiany normalnie popracować. w poniedziałek o 14 dzwoni gruby...tak gdzieś za godzinę będziemy. ok. a co wogóle temu autu patrzyłeś? nie dotykałem, kobita mówiła że jakiś olej, że nie zapala, ple ple, że stanęła na stacji na kawę, kupiła trójkąt ostrzegawczy, wypiła i pojechała, a 15km dalej zdechło. aha, to nara.
za jakiś czas dzwoni fiflak. słuchaj, jest tam gdzieś u ciebie jakaś rampa? co [cenzura]? no wiesz, rampa, kolejowa taka. na uja ci rampa? no, tego, no, jakoś musimy tego 3landera załadować bo najazdów nie mamy. cudownie, coś tam jest pod półmetrowym śniegiem. a to super, nara.
około 16.40 z jakiegoś powodu musiałem wyleźć na plac z klientem, patrzę a na ulicy jakiś mega wir się kotłuje. korek, straż miejska na migotkach transitem stoi pod moją bramą, strażnicy latają po ulicy, ludzie z przystanku się gapią, amragedon. co do uja się dzieje, dżizass...nagle zza winkla wyłania się szczupła postać fiflaka w kamuflarzowym dresku z polaru. cześć mariu, wiesz, musisz nas czymś pociągnąć. coo? no wiesz, pociągnąć trzeba.
??
wylazłem na ulicę a tam scena taka...
ulica zakorkowana, na przystanku licznie zgromadzone lokalesy się gapią, transit straży miejskiej wszystko podświetla na zółto migotkami, w zaspę na chodniku wbity skrzyniowy sprinter do-ka, zagrzebany na amen, do pustego sprintera dopięta laweta z trzytonowym disco3 po potrójnej rolce, strażnicy miejscy pchają sprintera, gruby dowodzi, kuszman zarośnięty jak żul ze szmulek w czapce uszance za kierownicą, fiflak w kamuflarzowym dresku z polaru.
dżizaskurwajapierdole
no mario, musisz nas czymś trochę pociągnąć.
nie nie, fiflak, ci panowie w mundurach się wami zajmą, nara.
i poszedłem wołać chłopaków żeby też popatrzyli na ten performance...
aha. sprinter pistacjowy.
fiflak za mną jak cień, no weź pociągnij, bo problem jest.
[cenzura] , pas macie?
nie.
dobra. tu masz pas, tu masz szekle, idź zapinać. poszedł. wziąłem z placu 110tke, straż miejska tłum rozepchła, przejechałem jakoś po chodniku, fiflak zapiął, szarpłem, zgasło. szarpłem drugi raz, zgasło. wkurw mnie wziął, przykaciłem bardziej, wyrwałem cały ten badziew z zaspy na ulicę, fiflak odpiął, wróciłem do placu, kuszman gdzieś pojechał...
ty fiflak, gdzie on pojechał? no nie wiem, nawrócić może? niby gdzie? no nie wiem, nietutejszy jestem. aha, a gdzie chcecie zaparkować? no tutaj. przecież znowu się wjebiecie. nie nie, teraz już bedzie wiedział żeby wjechać z rozpędu. aha. dałem grubemu kluczyki od 3landera żeby się zapoznał z tematem i mówię do fiflaka żeby jechać tą rampę nabadać. ok ok.
pojechalim.
rampa niby jakaś jest, śniegu nawiane pod nią metr, na górze 40cm. super.
wróciliśmy-kuszman już był wbity w śnieg z rozpędu.
popatrzyłem na ten zestaw i pytam gdzie niby ma być ten 3lander załadowany? no na pake do sprintera. gdzie? no tu. a jak będziecie skręcać? co? jak [cenzura] się pytam chcesz tym zestawem potem skręcać skoro 3lander bedzie wisiał za autem na długość dyszla i tłukł w trójkę? yyy...tego...teraz kuszmana kolejka prowadzić.
ok, nie wnikam
jaki plan?
noo...my z kuszmanem pojedziemy sprinterem pod rampę, a ty zaciągniesz tam grubego 3landerem.
ok, zatem już jedzcie.
no, spoko, a masz lifta gdzieś luzem? nie, tylko nowego, a po co ci lift? no bo wiesz, w lawecie nie ma kółka a musimy ją odpiąć do załadunku, nie?
dobra, bierz lifta i jedzcie, ja podpinam grubego. poszedł. cofnałem pod 3landera, zapinamy...przyłazi fiflak...wiesz mario, musisz nas znowu pociągnąć...
[cenzura]
odpięlim 3landera, pojechałem chodnikiem wyciągnąć spirntera z lawetą, wyciągnąłem jak poprzedni, wróciłem, zapiąłem 3landera, jedziemy. wyjechałem z placu na ulicę i widzę, że zablokowali tym swoim zestawem skrzyżowanie bo pod górę nie robi...no to myk ulicę wczesniej i korek ominięty
zatargałem umarlaka na górę rampy, ustawiliśmy to na ile się dało żeby było wygodnie i patrzymy z góry na event odbywający się na skrzyżowaniu czterech ulic i torów tramwajowych które fiflak z kuszmanem skutecznie zablokowali pistacjowym sprinterem do-ka z lawetą.
well...
ple ple ple, po dziesięciu minutach wymormylali się na asfalt i jadą, skręcili w ulicę i...przejechali wjazd na plac kolejowy. zapierdalają radośnie równolegle do nas. fuck. mówię do grubego, ty we no do nich zadzwoń bo nie skręcili, a ta ulica się kończy zjazdem w dół pod mostek 2.20 i nie będzie odwrotu. o [cenzura], telefon zostawiłem w sprinterze. a ja w warsztacie. o [cenzura].
well...
stoimy i parzymy jak się oddalają...
w międzyczasie przyjechał patrol straży ochrony kolei. popatrzyli, pojechali.
fiflaki chyba się połapały, że są w dupie i zatrzymali jeszcze na płaskim próbując zawrócić w bramie zakładu. oczywiście brak trakcji. znowu zacipili cały ruch.
ty, to może ja jednak po nich pojade? no, może pojedź. ok.
wsiadłem w defendera i podjechałem pod nich. sprinter złamany pod kątem prostym względem lawety, trakcji zero, uliczka nieodśnieżona szerokości 8m, na poboczu w zaspach słupki granitowe. zapinaj fiflak! czemu [cenzura] nie skręciłeś? no co, zgubiliśmy się! przecież widziałeś nas, jak stoimy na rampie! no tak, ale jakoś zapomnieliśmy skręcić...
well...
dobrze, że lód bo się dało sprintera nadrzucić na pasie na tyle żeby całe to hawno wyłamać w drogę powrotną. tylko raz trójka na lawecie dupła w pakę. ale tej trójce bez różnicy.
dojechali na plac i centralnie na środku zacipiając wyjazd rynnom z węglem rozładowywanym z wagonów sprinter znów stracił trakcję. chłopaki wzięli lifta i odpięli lawetę. przecież załadujemy 3landera błyskawicznie. spoko. sprinter ujechał 30cm. dobra, to może go jednak pociągniesz? noo...
operacja odbyła się następująco:
-wyciągnąłem sprintera od lawety na środek placu
-wyjechałem na górę rampy
-na długim pasie dociągnąłem sprintera z góry pod rampę
-potem przez chwilę próbowaliśmy 3landera wepchnąć przez śnieg na sprintera ale to okazało się być kiepskim pomysłem...
-zjechałem na dół i na długim pasie równolegle do sprintera wciągnąłem 3landera na pakę po jakichś tam zaimprowizowanych na szybko najazdach.
mniej więcej na tym etapie kuszman wydobył z siebie mniej więcej takie zadnie:
o [cenzura] , to jest za długie, nie zmieci się, jak będziemy skręcać?
no jak, przesuniemy trójkę, nie?
aha.
dobra chłopaki, to ja spadam interes zamknąć bo się późno zrobiło. [18.30]
nara nara, damy rade.
pojechałem. zesżło mi jeszcze ponad godzinę nim mogłem wyjechać do domu. z czystej ciekawości zadzwoniłem do fiflaka...no jak wam idzie? no jesteśmy jeszcze...
gdzie?
no tu, przy rampie.
jak to przy rampie?
no wiesz, trochę zeszło, mieliśmy problemy...
jakie problemy?
a takie tam, drobne...okazało się, że trójkę trzeba przesunąć na lawecie, ale trójka nie zapala bo aku zdechłe. więc trzeba było wyjąć aku z 3landera żeby odpalić trójkę, ale okazało się, że w trójce po potójnej rolce jest problem z otwarciem maski. chwilę zeszło nim otwarliśmy maskę, odpaliliśmy trójkę, przeunęliśmy, przełożyliśmy aku, teraz się spinamy, wiesz nie ma pośpiechu, jesteśmy w podróży...
aha. zara tam do was podjadę. [w sumie dwie godziny odkąd ich zostawiłem]
przyjechałem na plac i widok ukazał się taki:
-sprinter z lawetą stoi dokładnie w tym samym miejscu co dwie godziny temu blokując wyjazd z placu kolejowego.
-na placu kolejowym dwie rynny załadowane węglem i ładowarka czekają na możliwość wyjazdu
-chłopaki chodzą w koło zestawu i rozplątują zmrożone pasy
-patrol policji przygląda się temu z radiowozu
wiesz, pojechalibyśmy coś zjeść po drodze.
mc-donald?
nie nie, żadnych takich, domowe jedzenie musi być, jest tu jakaś fajna knajpa?
no jest, ale nie bardzo się tam powinniście wbijać zestawem.
czemu?
bo nie wyjedziecie.
aha, a coś na wylocie w stronę warszawy?
mc-donald.
nie nie, żadnych takich, domowe jedzenie musi być...
to nic nie ma.
ta czemu nie tu?
a w sumie, jak tam se chceta, możemy jechać tu. będziecie improwizowac najwyżej.
no ale tam w browarze jest przecież przejazd na przestrzał?
tak, ale o tej porze druga brama jest zamknięta i będziecie musieli nawrócić.
myślisz, że nam tej bramy nie otworzą?
myślę że nie.
ok, to jedźmy.
ok.
pospinali się i pojechaliśmy. oczywiście druga brama była zamknięta. na tym etapie kuszman wygenerował z siebie drugie zdanie:
o [cenzura] , jak ja mam stąd wyjechać?
damy radę!
well...
wbiliśmy do knajpy.
oczywiście fiflaka pociągło do największego stołu, rozsiadł się, zamówił sobie kawę, pół litra coli, flaszkę czerwonego wina, podwójną porcję żeberek z podwójną porcją klusek i coś tam jeszcze[bo wiesz, ja to jestem na diecie]. gruby sobie zamówił pierogi ruskie na pierwsze, schabowy z frytkami na drugie, jakąś sałatkę i pół litra coli, kuszman też jakieś dwa dania.
well...
a proszę pani, a czy tu można płacić kartą?
nie.
oooo...mario, gdzie tu jest bankomat?
niedaleko.
to jak mam tam iść?
za waszym abszlepem w alejkę, do bramy i w lewo
a co to jest abszlep?
a czym tu przyjechałeś?
aaa..ty...faktycznie, to z niemieckiego, nie?
a może byś mnie zawiózł do tego bankomatu bo wiesz, myślę że moge nie trafić...
no dobra, dajesz.
i tak już po kolejnych dwóch godzinach udałem się do domu nie czekając czy i jak uda im się wydostać z dziedzińca browaru.
a teraz el finale grande.
otóż...
ten frylander przekładany który zdechł za krakowem na zakopiance, przyjechał do mnie na lawecie, ode mnie po akcji "rampa" pojechał do grubego...
co było w nim zepsute?
well...
fiflak zadzwonił kilka dni później...no cześć, wiesz co było temu frilanderu?
nie.
zgadnij...
nie chce mi się, gadaj.
nie miał paliwa.
co?
nie miał paliwa.
well...

ta przypowieść bierze swój początek w typ popapranym dniu w którym sprzedałem zielono kurwe, a dotyczy fragmentów podróży różnych popaprańców po kraju które mnie dotykają.
jakoś tak wczesnym popołudniem zadzwonił fiflak.
fiflak nigdy nie dzwoni bez powodu. zawsze jest jakieś drugie dno i nieuchronne powikłania...
ta jego hiperaktywność styczniowa wzięła się z tego, ze kropracja wykopała go na urlop.
no więc zadzwonił i takie tam bla bla bla cośtam cośtam zapodaje, że niby co ja sądzę o tym i tym, i czy tenże odważyłby się jego zajebistość fiflaka wydymać handlowo?
w zgodzie z sumieniem odpowiedziałem, że jeżeli tylko będzie taka możliwość to wydymanie nastąpi. no i takie tam ple ple ogólne. bo wiesz, za dwie godziny będziemy w katowicach z grubym bo jedziemy do zgorzelca czy tami innego chemnitz.
[była czternasta z minutami] no to zapodawajcie na kawe. e nie nie, raczej cie chcieliśmy wyciągnąć gdzieś. nie chce mi się, zapodawajcie. to ok ok, będziemy dzwonić.
rozłączyłem się i zapomniałem o temacie bo wir tamtej soboty mnie wessał natychmiast. w międzyczasie zrobiła się dwudziesta trzecia [za dwie godziny mówił].
dzwoni fiflak...no dojezdzamy...
aha. no to wbijajcie. a jak tam sie jedzie? no przeca byłeś tyle razy... no tak, to zadzwonie jak sie zgubie. zadzwonił jeszcze ze cztery razy-musiałem go prowadzić od trzech stawów pod samą furtkę.
eloł eloł my tylko na chwilę bo zaraz jedziemy dalej do wupertalu. po jaką cholerę jedziecie do tego chrubieszowa? no trójkę kupować i na t2 czy tam t34 przerabiać. czemu tak długo jechaliście ze srulejówka? a bo coś sie zaświeca i puziot w tryb awaryjny wchodzi i przestaje jechać. mamy nawet komputer ze sobą, ale nie ma złącza diagnostycznego w tym oplu. no i takie tam ple ple ple, jak to z fiflakiem. wypili dwa dzbanki kawy, zjedli ciasto, miałem akurat flaszke wina otwartą to sie pytam czy chcą? fiflak, że owszem, gruby że nie bo zaraz jadą. fiflak się nawet zerwał do dzwonienia do tego tam całego dzierżoniowa że za już dojezdzają, ale powoli bo lanos wchodzi w tryb awaryjny i za godzinę góra półtorej będą. odbiłem drugie wino i zagrychę skromną. przy trzecim winie [było po pierwszej] fiflak wpadł na pomysł szukania hotelu bo w sumie to im sie dalej nie chce jechać. stanęło na tym, że zostają na podłodze. w sensie fiflak na podłodze, gruby na kanapie. ple ple, że skoro tak to o 6 muszą wyjechać i żebym wstał im śniadanie zrobić. nie ma opcji, same se radźta. [było przed trzecią jak szliśmy spać]
wstałem około 8 to już po nich śladu nie było. wynalazłem obiecany numer tel,posłałem esem i zająłem się kupowaniem jakiegoś samochodu żeby mieć czym w poniedziałek do roboty jechać. dopiero po południu zadzwonil fiflak, że w tym glasgow wszystko git, deal będzie i że wracają przez katowice i żeby na kawe sie gdzieś złapać. wyjątkowo wcześnie jak na nich bo około dwudziestej wypiliśmy po kawie na trzech stawach, zagryżliśmy frytkami i przez chwilę mi się zdawało, że będę miał spokój przynajmniej ze cztery miesiące.
w mylnym byłem błędzie.
w następną sobotę przed południem zadzwonił gruby...bo wiesz, klientka taka, 3landera jej robimy, do zakopanego jechała i się jej w krakowie osrał i czy ona by mogła przywieźć go do mnie, i może bym go naprawił, a jak nie to jak znowy będziemy jechać do cotbus po trójkę to go zabierzemy. zostawić spoko, dotykać tego nie bede, zabierzecie po drodze, wszyscy będą szczęśliwsi, tylko niech się abszlepiorz spręża żeby do godziny być u mnie bo potem poumawiany jestem. spoko spoko, załatwoine.
abszlep się uwinął, umarlak został zrucony w kąt placu i...okazało się, że klientka z dzieckiem, że backup z zakopanego najwcześniej o 22, że rzeczy przepakować, że cośtamcośtam. mnie czas gonił mocno, asertywność 100, proszz...tu jest samochód, żona was odwiezie na postój taksówek-misja silesia city center, knajpa, kino i co ino, baj baj maszkaro, jak przyjedzie backup proszę zadzwonić. i zapomniałem o temacie bo znajomi z okazji koncertu jakichś tam floydów australijskich wbijali ekipą na before-party

tak gdzieć około 21.30 porzucona klientka zadzwoniła, że backup będzie około 23 i jaki tam jest adres, do warsztatu w sensie. taki a taki, nara.
ale se uświadomiłem, że skoro jest 21.30 to właśnie ochrona wywala tą nieszczęsną posiadaczkę przekładanego anglika i jej dziecko na dwudziestostopniowy mróz. popatrzylim z kobitą na siebie i zadzwoniłem żeby se wzięła taksówkę i przyjechała przeczekać. o jak fajnie, jak fajnie ple ple.
po póło godzinie wbili z kolejnymi własnie dokupionymi w silesii tobołami. w bachorze jakaś megahiperaktywność się wyzwoliła. posiedzielismy, pogadaliśmy, jakoś się sytuację opaździerzyło. dość tak grubo po 23 odezwał się backup telefonem jak niby trafić i gdzie. coś tam wytłumaczyłem. po czterdziestu minutach kolejny telefon, że ni uja. to uznałem że pojedziemy i zgarnę gamonia z drogi.
w międzyczasie typ się odnalazł, a nawet trafił na miejsce. jak dojechaliśmy to już gotowił wóz do drogi powrotnej do zakopca.
i teraz tak...
kobita z dzieciakiem spakowana do 3landera w te niebieskie toboły z ikei bo wygodnie się wrzuca, auto pełne barachła na dwa tygodnie ferii, dwie pary nart z przyległościami, plus badziew dokupiony z nudów w silesii, a typ przyjechał...uwaga...polonezem atu.
czyli tym takim bardziej sedan. i 3/4 bagażnika miał już zajęte swoim własnym badziewiem.
uznałem, że poprzestanę na roli milczącego świadka i biernego obserwatora akcji "przepakować".
już po godzinie na mrozie i przydrutowani nart do bagażnika rowerowego w który wyposażony był polonez atu udali się w podróż życia do zakopanego. styczeń, pierwsza w nocy, dwadzieśnia w minusie, letko skorodowany polonez, katowice-zakopane, idealnie...
teraz w opowieści następuje przerwa w której zajmowałem się własnymi sprawami. oczywiście do czasu. zadzwonił fiflak. wiesz, jedziemy do bredy po tą trójkę i zabierzemy 3landera przy okazji. ale o 16 wyjezdzamy dopiero ze srulejówka więc będziemy późnoe, rozumiesz...
[cenzura] jak późno? no wiesz, nie za wcześnie, zadzwonie.
cudownie.
bo wiesz, jeszcze po drodze jedziemy do łasku jedno auto zostawić i dopiero potem do ciebie. aha, to nara.
[cenzura] , znowu noc w dupie.
zrobiła się dwudziesta trzecia. dzwoni. wiesz, mamy jeszcze godzinę do łasku, to my jednak najpierw pojedziemy z łasku do monachium, a potem wracając do ciebie autostradą. czyli poniedziałek w godzinach pracy? no pewnie tak. idealnie, nara i jak mawiają holendrzy hujerejs.
uff...
tu kolejna przerwa w opowieści pozwalająca dla odmiany normalnie popracować. w poniedziałek o 14 dzwoni gruby...tak gdzieś za godzinę będziemy. ok. a co wogóle temu autu patrzyłeś? nie dotykałem, kobita mówiła że jakiś olej, że nie zapala, ple ple, że stanęła na stacji na kawę, kupiła trójkąt ostrzegawczy, wypiła i pojechała, a 15km dalej zdechło. aha, to nara.
za jakiś czas dzwoni fiflak. słuchaj, jest tam gdzieś u ciebie jakaś rampa? co [cenzura]? no wiesz, rampa, kolejowa taka. na uja ci rampa? no, tego, no, jakoś musimy tego 3landera załadować bo najazdów nie mamy. cudownie, coś tam jest pod półmetrowym śniegiem. a to super, nara.
około 16.40 z jakiegoś powodu musiałem wyleźć na plac z klientem, patrzę a na ulicy jakiś mega wir się kotłuje. korek, straż miejska na migotkach transitem stoi pod moją bramą, strażnicy latają po ulicy, ludzie z przystanku się gapią, amragedon. co do uja się dzieje, dżizass...nagle zza winkla wyłania się szczupła postać fiflaka w kamuflarzowym dresku z polaru. cześć mariu, wiesz, musisz nas czymś pociągnąć. coo? no wiesz, pociągnąć trzeba.

wylazłem na ulicę a tam scena taka...
ulica zakorkowana, na przystanku licznie zgromadzone lokalesy się gapią, transit straży miejskiej wszystko podświetla na zółto migotkami, w zaspę na chodniku wbity skrzyniowy sprinter do-ka, zagrzebany na amen, do pustego sprintera dopięta laweta z trzytonowym disco3 po potrójnej rolce, strażnicy miejscy pchają sprintera, gruby dowodzi, kuszman zarośnięty jak żul ze szmulek w czapce uszance za kierownicą, fiflak w kamuflarzowym dresku z polaru.
dżizaskurwajapierdole

no mario, musisz nas czymś trochę pociągnąć.
nie nie, fiflak, ci panowie w mundurach się wami zajmą, nara.
i poszedłem wołać chłopaków żeby też popatrzyli na ten performance...
aha. sprinter pistacjowy.
fiflak za mną jak cień, no weź pociągnij, bo problem jest.
[cenzura] , pas macie?
nie.
dobra. tu masz pas, tu masz szekle, idź zapinać. poszedł. wziąłem z placu 110tke, straż miejska tłum rozepchła, przejechałem jakoś po chodniku, fiflak zapiął, szarpłem, zgasło. szarpłem drugi raz, zgasło. wkurw mnie wziął, przykaciłem bardziej, wyrwałem cały ten badziew z zaspy na ulicę, fiflak odpiął, wróciłem do placu, kuszman gdzieś pojechał...
ty fiflak, gdzie on pojechał? no nie wiem, nawrócić może? niby gdzie? no nie wiem, nietutejszy jestem. aha, a gdzie chcecie zaparkować? no tutaj. przecież znowu się wjebiecie. nie nie, teraz już bedzie wiedział żeby wjechać z rozpędu. aha. dałem grubemu kluczyki od 3landera żeby się zapoznał z tematem i mówię do fiflaka żeby jechać tą rampę nabadać. ok ok.
pojechalim.
rampa niby jakaś jest, śniegu nawiane pod nią metr, na górze 40cm. super.
wróciliśmy-kuszman już był wbity w śnieg z rozpędu.
popatrzyłem na ten zestaw i pytam gdzie niby ma być ten 3lander załadowany? no na pake do sprintera. gdzie? no tu. a jak będziecie skręcać? co? jak [cenzura] się pytam chcesz tym zestawem potem skręcać skoro 3lander bedzie wisiał za autem na długość dyszla i tłukł w trójkę? yyy...tego...teraz kuszmana kolejka prowadzić.
ok, nie wnikam

noo...my z kuszmanem pojedziemy sprinterem pod rampę, a ty zaciągniesz tam grubego 3landerem.
ok, zatem już jedzcie.
no, spoko, a masz lifta gdzieś luzem? nie, tylko nowego, a po co ci lift? no bo wiesz, w lawecie nie ma kółka a musimy ją odpiąć do załadunku, nie?
dobra, bierz lifta i jedzcie, ja podpinam grubego. poszedł. cofnałem pod 3landera, zapinamy...przyłazi fiflak...wiesz mario, musisz nas znowu pociągnąć...
[cenzura]
odpięlim 3landera, pojechałem chodnikiem wyciągnąć spirntera z lawetą, wyciągnąłem jak poprzedni, wróciłem, zapiąłem 3landera, jedziemy. wyjechałem z placu na ulicę i widzę, że zablokowali tym swoim zestawem skrzyżowanie bo pod górę nie robi...no to myk ulicę wczesniej i korek ominięty

zatargałem umarlaka na górę rampy, ustawiliśmy to na ile się dało żeby było wygodnie i patrzymy z góry na event odbywający się na skrzyżowaniu czterech ulic i torów tramwajowych które fiflak z kuszmanem skutecznie zablokowali pistacjowym sprinterem do-ka z lawetą.
well...
ple ple ple, po dziesięciu minutach wymormylali się na asfalt i jadą, skręcili w ulicę i...przejechali wjazd na plac kolejowy. zapierdalają radośnie równolegle do nas. fuck. mówię do grubego, ty we no do nich zadzwoń bo nie skręcili, a ta ulica się kończy zjazdem w dół pod mostek 2.20 i nie będzie odwrotu. o [cenzura], telefon zostawiłem w sprinterze. a ja w warsztacie. o [cenzura].
well...
stoimy i parzymy jak się oddalają...
w międzyczasie przyjechał patrol straży ochrony kolei. popatrzyli, pojechali.
fiflaki chyba się połapały, że są w dupie i zatrzymali jeszcze na płaskim próbując zawrócić w bramie zakładu. oczywiście brak trakcji. znowu zacipili cały ruch.
ty, to może ja jednak po nich pojade? no, może pojedź. ok.
wsiadłem w defendera i podjechałem pod nich. sprinter złamany pod kątem prostym względem lawety, trakcji zero, uliczka nieodśnieżona szerokości 8m, na poboczu w zaspach słupki granitowe. zapinaj fiflak! czemu [cenzura] nie skręciłeś? no co, zgubiliśmy się! przecież widziałeś nas, jak stoimy na rampie! no tak, ale jakoś zapomnieliśmy skręcić...
well...
dobrze, że lód bo się dało sprintera nadrzucić na pasie na tyle żeby całe to hawno wyłamać w drogę powrotną. tylko raz trójka na lawecie dupła w pakę. ale tej trójce bez różnicy.
dojechali na plac i centralnie na środku zacipiając wyjazd rynnom z węglem rozładowywanym z wagonów sprinter znów stracił trakcję. chłopaki wzięli lifta i odpięli lawetę. przecież załadujemy 3landera błyskawicznie. spoko. sprinter ujechał 30cm. dobra, to może go jednak pociągniesz? noo...
operacja odbyła się następująco:
-wyciągnąłem sprintera od lawety na środek placu
-wyjechałem na górę rampy
-na długim pasie dociągnąłem sprintera z góry pod rampę
-potem przez chwilę próbowaliśmy 3landera wepchnąć przez śnieg na sprintera ale to okazało się być kiepskim pomysłem...
-zjechałem na dół i na długim pasie równolegle do sprintera wciągnąłem 3landera na pakę po jakichś tam zaimprowizowanych na szybko najazdach.
mniej więcej na tym etapie kuszman wydobył z siebie mniej więcej takie zadnie:
o [cenzura] , to jest za długie, nie zmieci się, jak będziemy skręcać?

no jak, przesuniemy trójkę, nie?
aha.
dobra chłopaki, to ja spadam interes zamknąć bo się późno zrobiło. [18.30]
nara nara, damy rade.
pojechałem. zesżło mi jeszcze ponad godzinę nim mogłem wyjechać do domu. z czystej ciekawości zadzwoniłem do fiflaka...no jak wam idzie? no jesteśmy jeszcze...
gdzie?
no tu, przy rampie.
jak to przy rampie?
no wiesz, trochę zeszło, mieliśmy problemy...
jakie problemy?
a takie tam, drobne...okazało się, że trójkę trzeba przesunąć na lawecie, ale trójka nie zapala bo aku zdechłe. więc trzeba było wyjąć aku z 3landera żeby odpalić trójkę, ale okazało się, że w trójce po potójnej rolce jest problem z otwarciem maski. chwilę zeszło nim otwarliśmy maskę, odpaliliśmy trójkę, przeunęliśmy, przełożyliśmy aku, teraz się spinamy, wiesz nie ma pośpiechu, jesteśmy w podróży...
aha. zara tam do was podjadę. [w sumie dwie godziny odkąd ich zostawiłem]
przyjechałem na plac i widok ukazał się taki:
-sprinter z lawetą stoi dokładnie w tym samym miejscu co dwie godziny temu blokując wyjazd z placu kolejowego.
-na placu kolejowym dwie rynny załadowane węglem i ładowarka czekają na możliwość wyjazdu
-chłopaki chodzą w koło zestawu i rozplątują zmrożone pasy
-patrol policji przygląda się temu z radiowozu

wiesz, pojechalibyśmy coś zjeść po drodze.
mc-donald?
nie nie, żadnych takich, domowe jedzenie musi być, jest tu jakaś fajna knajpa?
no jest, ale nie bardzo się tam powinniście wbijać zestawem.
czemu?
bo nie wyjedziecie.
aha, a coś na wylocie w stronę warszawy?
mc-donald.
nie nie, żadnych takich, domowe jedzenie musi być...
to nic nie ma.
ta czemu nie tu?
a w sumie, jak tam se chceta, możemy jechać tu. będziecie improwizowac najwyżej.
no ale tam w browarze jest przecież przejazd na przestrzał?
tak, ale o tej porze druga brama jest zamknięta i będziecie musieli nawrócić.
myślisz, że nam tej bramy nie otworzą?
myślę że nie.
ok, to jedźmy.
ok.
pospinali się i pojechaliśmy. oczywiście druga brama była zamknięta. na tym etapie kuszman wygenerował z siebie drugie zdanie:
o [cenzura] , jak ja mam stąd wyjechać?
damy radę!
well...
wbiliśmy do knajpy.
oczywiście fiflaka pociągło do największego stołu, rozsiadł się, zamówił sobie kawę, pół litra coli, flaszkę czerwonego wina, podwójną porcję żeberek z podwójną porcją klusek i coś tam jeszcze[bo wiesz, ja to jestem na diecie]. gruby sobie zamówił pierogi ruskie na pierwsze, schabowy z frytkami na drugie, jakąś sałatkę i pół litra coli, kuszman też jakieś dwa dania.
well...
a proszę pani, a czy tu można płacić kartą?
nie.
oooo...mario, gdzie tu jest bankomat?
niedaleko.
to jak mam tam iść?
za waszym abszlepem w alejkę, do bramy i w lewo
a co to jest abszlep?
a czym tu przyjechałeś?
aaa..ty...faktycznie, to z niemieckiego, nie?
a może byś mnie zawiózł do tego bankomatu bo wiesz, myślę że moge nie trafić...
no dobra, dajesz.
i tak już po kolejnych dwóch godzinach udałem się do domu nie czekając czy i jak uda im się wydostać z dziedzińca browaru.
a teraz el finale grande.
otóż...
ten frylander przekładany który zdechł za krakowem na zakopiance, przyjechał do mnie na lawecie, ode mnie po akcji "rampa" pojechał do grubego...
co było w nim zepsute?
well...
fiflak zadzwonił kilka dni później...no cześć, wiesz co było temu frilanderu?
nie.
zgadnij...
nie chce mi się, gadaj.
nie miał paliwa.
co?
nie miał paliwa.
well...

#noichuj
Re: przypowieść o filtrze...
O ja pierdziu
Daj znac nastepnym razem, z Tychow to 20 min i jestem, wezme kawe i kanapki to sobie popatrze

Daj znac nastepnym razem, z Tychow to 20 min i jestem, wezme kawe i kanapki to sobie popatrze

Re: przypowieść o filtrze...
Czesiu...
Nie wiem czy jesteś jeszcze Błogosławiony, czy już Święty...
Ale na pewno masz świętą i anielską cierpliwość
Zara se wydrukuje to story i bede do snu czytał co wieczór
Nie wiem czy jesteś jeszcze Błogosławiony, czy już Święty...
Ale na pewno masz świętą i anielską cierpliwość

Zara se wydrukuje to story i bede do snu czytał co wieczór

Jeżeli udoskonalasz coś dostatecznie długo, na pewno to spier.olisz...
- michalxl600
- Posty: 1713
- Rejestracja: śr lut 25, 2009 11:57 pm
- Lokalizacja: okolice Miastka
Re: przypowieść o filtrze...
to samo pomyslałempezet pisze:Czesiu...
Nie wiem czy jesteś jeszcze Błogosławiony, czy już Święty...
Ale na pewno masz świętą i anielską cierpliwość
Zara se wydrukuje to story i bede do snu czytał co wieczór

- a na tę powieść to jakiś dział specjalny.

kobiety też mają prawo programować.Dlatego kupujemy im pralki 

Re: przypowieść o filtrze...
i jak tu żonie w sobotni wieczór wytłumaczyć,że zaraz przyjdę bo czytam coś bardzo ważnego o land roverach
ale kurde Czesiu, parę takich wrzutek i zajady pewne



ale kurde Czesiu, parę takich wrzutek i zajady pewne


Jeśli pożyczyłeś komuś 20zł i ten ktoś się więcej nie pokazał, to prawdopodobnie warto było
Re: przypowieść o filtrze...
Dokładnie to samo, w dodatku czytam 3 raz i tak samo ryje jak glupi do serajak tu żonie w sobotni wieczór wytłumaczyć,że zaraz przyjdę bo czytam coś bardzo ważnego o land roverach![]()
![]()

Re: przypowieść o filtrze...
Dobrze ,ze nie miałem czasu na tą eskapadę , coś czułem , że nie będzie łatwo




Diffland .pl
Diffland Classic Car .pl
i wiele innych )
Diffland Classic Car .pl
i wiele innych )
- czesław&jarząbek
-
- Posty: 31170
- Rejestracja: ndz maja 05, 2002 1:00 am
- Lokalizacja: SK
- Kontaktowanie:
Re: przypowieść o filtrze...
jeszcze tam był jakiś wątek poboczny...bo jak już wyjechali od pawła z łasku to na jakiejś stacji zgarnęli na lawetę kilku lokalmatadorów ze zdechłym audi i uprawiali wobec nich mobbing do samego wrocławia w pistacjowym sprinterze do-ka


#noichuj
Re: przypowieść o filtrze...
Zostaję fanem twojego pióra 

Def 110 SW 300tka i to nie jest ostatnie moje słowo
Re: przypowieść o filtrze...
nie, no gdzie jest wątek o "tych" sprawach to już Olo zapodawałPepek pisze:Zostaję fanem twojego pióra

Jeśli pożyczyłeś komuś 20zł i ten ktoś się więcej nie pokazał, to prawdopodobnie warto było
Re: przypowieść o filtrze...
Czeslaw wydaj ksiazke i spokojnie masz sprzedaz wieksza niz Clarkson
i szacun za sama chec napisania tego
a wycieczka wysmienita, az chcialoby sie tam byc




i szacun za sama chec napisania tego

a wycieczka wysmienita, az chcialoby sie tam byc


Ostatnio zmieniony sob lut 13, 2010 11:31 pm przez wupasek, łącznie zmieniany 1 raz.

Re: przypowieść o filtrze...
Osz karwa



Ja równieżPepek pisze:Zostaję fanem twojego pióra

Zdjęcia , zdjęcia , zdjęcia
Re: przypowieść o filtrze...
a swoją drogą,że też chciało się Tobie to wszystko pisać...
w sensie upływającego czasu znaczy bo,że jest o czym to fakt
w sensie upływającego czasu znaczy bo,że jest o czym to fakt

Jeśli pożyczyłeś komuś 20zł i ten ktoś się więcej nie pokazał, to prawdopodobnie warto było
- seniorsiara
- jestem tu nowy...
- Posty: 6
- Rejestracja: czw kwie 10, 2008 10:17 pm
- Lokalizacja: Warszawa
Re: przypowieść o filtrze...
Czesław
Nie znamy się ale pismo i historia pierwsza klasa, oplułem kompa ze śmiechu.
Dla wszystkich jak nie znają do poczytania - podobny styl tylko tematyka troszku inna
- cała seria opowiastek.
http://www.joemonster.org/art/4331/Lans ... j_budowy_I
Miłej nocy
Nie znamy się ale pismo i historia pierwsza klasa, oplułem kompa ze śmiechu.
Dla wszystkich jak nie znają do poczytania - podobny styl tylko tematyka troszku inna

http://www.joemonster.org/art/4331/Lans ... j_budowy_I
Miłej nocy
Land Lowel 2,5 Tdi 300 96r.
A kiedyś Gazik 69M co przejechał pół Europy.
A kiedyś Gazik 69M co przejechał pół Europy.
- SzczesnyLR
- Posty: 1823
- Rejestracja: pn paź 27, 2008 3:16 pm
- Lokalizacja: warszawa
Re: przypowieść o filtrze...
powtarzam , trzeba mieć oczy w d,,,
Czesław, Ty chyba nie sypiasz żeby tyle pisać
czy po polonistyce jesteś ?
Czesław, Ty chyba nie sypiasz żeby tyle pisać

czy po polonistyce jesteś ?
alkohol , brawura , wypadek
D1,D3...
D1,D3...
Re: przypowieść o filtrze...
trafiony zatopionySzczesnyLR pisze: czy po polonistyce jesteś ?

Land Rover made by craftsmen-driven by psychos 
always look on the bright side of life

always look on the bright side of life

- czesław&jarząbek
-
- Posty: 31170
- Rejestracja: ndz maja 05, 2002 1:00 am
- Lokalizacja: SK
- Kontaktowanie:
Re: przypowieść o filtrze...
słuszna uwagawupasek pisze:Wasacz byl pierwszyPepek pisze:Zostaję fanem twojego pióra![]()

#noichuj
- czesław&jarząbek
-
- Posty: 31170
- Rejestracja: ndz maja 05, 2002 1:00 am
- Lokalizacja: SK
- Kontaktowanie:
Re: przypowieść o filtrze...
no co ty, gupi jesteś niedouku?Wąż pisze:trafiony zatopionySzczesnyLR pisze: czy po polonistyce jesteś ?

#noichuj
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 1 gość