Odszedł w wieku 7 lat, w pełni sprawny, nie uskarżając się na usterki. Nawet wycieki zdążyłem pouszczelniać.
Razem z autem spłonęły płyty z muzyką, niekiepskie radio Alpine, akcesoria do nawigacji, zestaw do telefonu, foteliki dla dzieci, bloczki na autostradę i pewnie jeszcze wiele innych drobiazgów. Żonie udało się tylko torebkę z dokumentami i laptopa uratować.
Od momentu zauważenia dymu w lusterku do całkowitego spalenia auta minęło jakieś 10 minut. Auto próbowało ugasić kilku ochotników z samochodowymi gaśnicami, ale to był daremny trud. 4 gaśnice (+1, która niezadziałała) to tyle co nic, można tym ewentualnie spadniętego peta na fotelu ugasić.
Pozostałości zalała Państwowa Straż Pożarna.
Do odzysku będzie ewentualnie pełny bak paliwa V-power, bak się nie spalił

Samochód zapalił się na katowickim odcinku A4, zrobił się taki korek, że pewnie o tym w teleexpresie powiedzieli (pozdrawiam wszystkich buraków, którzy po dojechaniu do szczątków zatrzymywali ruch i szukali komórek, żeby sobie fotkę pstryknąć).
Pewnie zaraz się rzucą właściciele "prawdziwych" LR-ów, że Freelander i tak jest do dupy, ale my byliśmy z tego auta naprawdę zadowoleni.