tym razem mam inny problem z moim Discovery TD5 rocznik 99, przebieg 182 tkm, skrzynia automay - dotyczy układu chłodzenia.
Disco jeżdżę ponad 2 lata i jak to Disco przeżywało różne bolączki, z którymi na bieżąco się zmagałem. Płyn chłodniczy był wymieniany na płyn marki Castrol rok temu, tj. jakieś 30 tkm temu w autoryzowanym serwisie LR. Problemów z układem chłodzenia nie było żadnych aż do trzy tygodnie temu. Dzień przed wyjazdem do Rumunii uzupełniłem w zbiorniczku płyn do poziomu Cold Level (chociaż zawsze po kilku dniach spadał do dolnego poziomu w zbiorniczku) i miało być wszystko pięknie. W sobotę rano (trzy tygodnie temu) wskoczyliśmy w kilka aut na A4 i mknęlismy ku przygodzie z prędkością 100km/h (Disco mocno załadowane, oszpejowane, liftowane, z bagażnikiem zawierającym kilka skrzynek na dachu, na MT 265/75/16 i trzema osobami na pokładzie, ale to nie pierwsza taka jego podróż i nigdy problemu nie było) aż tu nagle po około 100 (stu) przejechanych kilometrach - na wysokości góry Świętej Anny auto zaczyna wyraźnie słabnać, przestaje jakby jechać i nagle w ciągu 2 sekund wskazówka temperatury od razu pognała na czerwone pole, auto szybko na pobocze, nawiew ciepłego na maxa, temperatura spada dość sprawnie. Pod autem kałuża płynu, podnosimy maskę - widać, ze wywaliło płyn ze zbiorniczka oraz gdzieś przy wężu z lewej strony chłodnicy, auto łapie po krótkiej chwili (ze 2-3 minuty) normalną temperaturę, w zbiorniczku widać że płyn jest - decyzja jedziemy dalej, bo chyba wywaliło nadmiar płynu po wczorajszym dolaniu. Próbujemy jechać dalej, po dłuższej chwili (pół godziny) sytuacja się powtarza - dochodzimy do zdania, że musi być zapowietrzony układ (brak ogrzewania) - telefon do Kolegi z nieautoryzowanego serwisu - mówi jak odpowietrzyć - wykonujemy procedurę, wszystko wydaje się ok, ogrzewanie wraca. Po paru kilometrach zjeżdżamy na stację - wszystko OK, brak oznak płynu w oleju oraz brak oznak w oleju w płynie (podejrzewaliśmy przez chwilę uszczelkę). Wszystko wygląda na OK. Jedziemy do Rumunii - codziennie przed startem sprawdzamy płyn i olej, wszystko OK bez żadnych niepokojących oznak. Auto jak trzeba ma ogrzewanie, klima też chodzi bez zarzutu, trudne górskie odcinki pokonuje bez problemu na reduktorze i wogóle się nie grzeje. Wszystko jest w najlepszym porządku i tak przez cały pobyt na Rumunii gdzie auto dostało trochę i asfaltu

Wracając z Rumunii tydzień temu na drodze szybkiego ruchu na Słowacji sytuacja się powtarza, odpowietrzamy układ i bez problemu docieramy do Polski. W tygodniu auto może jeździło ze dwa razy pokonując w sumie 100km. Miałem się zabrać za sprawdzenie układu chłodzenia, ale wczoraj musiałem pojechać wyciągnąć Szwagra, który się utopił Disco I pod Wrocławiem. Wsiadłem w auto, jak się nagrzało to czuję, że auto w górnym rejestrze nie przyśpiesza jakby było zatkane. Sprawdzam filtr powietrza - czysty bo przecież wymieniałem w trakcie Rumunii prowizorycznie. Wyciągam Szwagra z błota, chwilkę jeszcze jeździmy po terenie, auto jeździ bez zarzutu, wyjeżdżamy na szutrówkę by wracać do domu ale widzę, że wskazówka temperatury lekko mi się podnosi. Wysiadam, włączam ogrzewanie - BRAK - nie grzeje, podnoszę maskę i widzę, że kapie mi z dwóch stron chłodnicy. Auto scholowaliśmy do Szwagra i dzisiaj/jutro pójdzie na sprawdzenie co się stało - czy strzelił jakiś wąż na dole, może chłodnica, a może coś gorszego.
Proszę Was o sugestie co zrobiliśmy źle podczas wspomnianych przypadków, czego nie zrobiliśmy a powinniśmy i na co teraz mamy zwrócić uwagę. Czy ktoś miał coś podobnego? Dla mnie to jest jakiś problem z zapowietrzaniem się, tylko, że teraz poszło dalej bo rozwaliło albo jakieś węże albo chłodnicę? Czy może zawieszać się termostat i coś takiego powodować?
Na sprawdzenie w pierwszej kolejności pójdą wszystkie węże, termostat i chłodnica.
PROSZĘ o wszystkie sugestie, rady, uwagi.
Z góry bardzo dziękuję za pomoc,
Karolek
p.s. dla uzupełnienia - przed wyjazdem były wymienione wszelkie oleje: skrzynia, silnik, mosty, reduktor, płyn hamulcowy, itp. - krótki mówiąc pełen serwis