no tak ........jak ty nazywasz wyjazd do Zakopanego wyprawą .........no commentsPiasek pisze: ↑pn sie 07, 2017 7:44 amChyba czas (dla wielu) przesiąść się na forum kamperowe![]()
Lodówki, prysznice pewnie jeszcze tv-sat i fotovoltaika na dachu...
Gdzieś te piękne czasy kiedy się rodzinnie, we 4-kę, maluchem do Zakopanego na 2 tygodnie pod namioty jechało... (nie będę wspominał że możliwości przewozowe kaszla na tych właśnie 4 osobach się kończyły a chyba niewielu zdaje sobie sprawę jak wtedy wyglądał, ważył i ile zajmował 4-osobowy namiot z tropikiem z Polsportu). Bagażnik przedni był zarezerwowany na części zamienne do auta i klucze jakie należało ze sobą zabrać na taką wyprawę.
Ile zajmowało dmuchanie materacy - co wieczór przed spaniem (a od 3ciej i tak już na korzeniach)i jak od 6tej całe pole namiotowe zapierdzielało w kolejkę pod najbliższy spożywczak za chlebem.
I wiesz co ? Wtedy nie było lodówek turystycznych![]()
ani klimy...
Azja 2017
Moderator: Misiek Bielsko
Re: Azja 2017
Re: Azja 2017
Najpierw się wybierz tysiąc w obie kaszlem - potem pogadamy.
Re: Azja 2017
maluchem byłem w Grecji w 97 roku
zostawiam Cię jednak samego w tym wątku ........nie ma sensu , Ty pewnie listy wysyłasz gołębiem pocztowym
zostawiam Cię jednak samego w tym wątku ........nie ma sensu , Ty pewnie listy wysyłasz gołębiem pocztowym
Re: Azja 2017
Taki piękny temat i takie bzdurne laickie wywody, ehh
Co ta zazdrość robi z ludzi...
Może jakieś nowe smaczki z wyprawy dla zmiany tematu ?
Co ta zazdrość robi z ludzi...
Może jakieś nowe smaczki z wyprawy dla zmiany tematu ?

Re: Azja 2017
i jak widać dało się przeżyć bez lodówki a jednak jakoś w miarę upływu lat (twoich) próbujesz mi i całej reszcie udowodnić ze dziś się już nie da...
Da się jeszcze bardziej jak w `97, tak jak dawało się do Zakopca w `84,5 i 6tym a kolejne 3 lata po 800 nad Morze... bez lodówki, bez klimy, we 4kę w maluchu załadowanym po dach (i wyżej jeszcze) tylko z roku na rok coraz mniej miejsca na nogi było

Ostatnio zmieniony pn sie 07, 2017 12:08 pm przez Piasek, łącznie zmieniany 1 raz.
Re: Azja 2017
czytanie ze zrozumieniem się kłania .......może to sprawiać ból ale spróbuj
Re: Azja 2017

Jestem minimalistą, ale jak ktoś chce mieć wszystko w aucie bo sprawia mu to przyjemność to w czym problem ? A jeśli jedzie jeszcze dalej niż do Zakopca to tym bardziej chyba trzeba tylko kibicować a nie opi.dalać że prawdziwi ofrołderzy to nawet śpiworów nie zabierają skoro można się przykryć igliwiem...
Jak byłem mały to też podróżowałem maluchem z rodzicami ale nie robię z siebie turysty wyklętego z racji iż teraz mam w aucie klimatyzację.Piasek pisze: ↑pn sie 07, 2017 12:05 pmi jak widać dało się przeżyć bez lodówki a jednak jakoś w miarę upływu lat (twoich) próbujesz mi i całej reszcie udowodnić ze dziś się już nie da...
Da się jeszcze bardziej jak w `97, tak jak dawało się do Zakopca w `84,5 i 6tym a kolejne 3 lata po 800 nad Morze... bez lodówki, bez klimy, we 4kę w maluchu załadowanym po dach (i wyżej jeszcze) tylko z roku na rok coraz mniej miejsca na nogi było![]()
zlituj się
Re: Azja 2017
następny z problemem ...........czytajcie ze zrozumieniem . Gdzie ja napisałem że lodówka w aucie jest zła ?
do podstawówki po kasę......... niech wam zwrócą ( jak nie nauczyli czytać ze zrozumieniem )
rence opadają

do podstawówki po kasę......... niech wam zwrócą ( jak nie nauczyli czytać ze zrozumieniem )
rence opadają
Re: Azja 2017
wrzucę jeszcze raz ........powolutku sylabami czytajcie a jak nie ogarniacie .......poproście w domu kogoś niech wytłumaczypiotrck pisze: ↑ndz sie 06, 2017 8:33 pmty byłeś gdzieś dalej niż Ciechocinek ? ..........zastanawia mnie czy też w studni produkty trzymasz . Cywilizacja poszła do przodu , nie stać Cię na lodówkę , Ok . Ale nie wmawiaj innym co po świecie jeżdżą by odmawiali sobie zakupu serów , mięsa i innych produktów które w temp. +35 stopni psują się w tempie geometrycznym .
Nie wspominając o zimnym piwie przy wieczornym ognisku , coś czuję że w uupie byłeś i hawno widziałeś.
Ps. Sam nie używam lodówki ale .............nigdy nie będę twierdził że jest KOMUŚ zbędna .
Re: Azja 2017
chyba było to:

do ogółu pisałem nie do Ciebie

eot
Re: Azja 2017
ale ogół chce lodówki .........jeden maruder się znalazł 

Re: Azja 2017
"rence opadają"...te szkoły to nic nie uczom 

Zbowid
__________________
4,2/24;
HD/Evo
Myśl człowieku - to nie boli.
__________________
4,2/24;
HD/Evo
Myśl człowieku - to nie boli.

Re: Azja 2017
Dobra, Grzesiu smaruj dalej, lodówkowym kasztaniarzom mówimy soczyste sp..aj
Uj mnie strzela z tymi komentarzami pod zdjęciami.

Uj mnie strzela z tymi komentarzami pod zdjęciami.
tel: 600298546
Re: Azja 2017
Zaraz zaraz, poczytałem ich wczoraj i mi przeszło natchnienie na pisanie

Komentarze... zna ktoś jakąś galerię co wyświetli z sensem komentarze, a nie tak jak na obecnym guglu obok zdjęcia, dopiero po wciśnięciu ikonki 'i', i tylko w trybie pełny ekran


Re: Azja 2017
Kłótnie o lodówki bez sensu. Ale że po 1 stronie można kasztanić, cóż ja maluczki zrobię
Byliśmy na wyjazdach z ludkami, gdzie rodzina 2+2 dorosłe musi zjeść obiad śniadanie kolacje i poświęca na to [gotowanie] 3h dziennie.
Byliśmy z ludkami co obiad ~14 nieistotne czy z auta czy baru, reszta jak wyjdzie
Byliśmy my sami co obiad jak jest to dobrze, przeżyjemy bez, reszta jak wyjdzie
Byliśmy z ludkami, co jedzą jak wyjdzie albo nic
Każdy bierze lodówkę jak chce
Dodatkowo, lodówka buczy... a mi pod głową by wychodziła, nie wiem czy to dobre rozwiązanie. Że nie mamy ciśnienia na wożenie kilka dni produktów szybko-psujących się tylko jemy od razu, temat olany. Za 2 koła bym prędzej nówkę webasto wrzucił, przydałoby się na nockach na 4000m przy -5 bardziej niż lodówka, grzanie się autem upierdliwe... odpalaj co godzinę na 10min albo ryra całą noc.
Dobra... jedziem.
Dojechali za Sary-tash kilka km przed granicę zrobić nocleg i aklimatyzację na 3500m. Ze spacerkiem na górkę przy drodze, +150m na oko. Inteligentnie bardzo poszliśmy na tą górkę 20min w jedną stronę w samych bluzach bez czapek... stoimy na górze, oglądamy robimy foty, pozyskujemy roślinki, zastanawiamy się które białe to pik lenina, a tu nagle jak w górach z niczego zimny wiatr z deszczem w pakiecie, my bez czapek jak dzieci 1szy raz na Śnieżce. To był drugi raz gdzie mi Marlenę przewiało... pierwszy przy tej awarii z przełęczą, rano granica 30 w cieniu jedziemy radośnie w klapach i krótkich rękawkach, w górach +12 i deszczyk i się dopiero przy awarii przebraliśmy w ciepłe... także tak, uważać. Przeziębienie głupota ale jak widać w pakiecie z przyległościami potrafi namieszać.
Zleźliśmy, noc, rano granica.
Kirgistan pyta czy płaciliśmy na wjeździe 500som jakiejś opłaty eko czy czegoś, nie płaciliśmy... spoko zapłacicie jadąc z powrotem.
Na granicy RU przy pisaniu papierów celnych na auto [unia celna RU KZH KGZ] celnik tłumaczy żeby nie pisać na powrocie z Tadżykistanu nowego tylko im wytłumaczyć żeby podbili pieczątkę na obecnym. Tłumaczę to na granicy, chyba dotarło bo zrobił gość ksero i powiedział ok ok spoko. Na zapasowe 50l paliwa w kanistrze + plastikach pomarudził ale puścił. Jedziemy na przełęcz i stronę TDŻ. Przejścia ok 15km od siebie po 2 stronach przełęczy 4200coś metrów.
Kawałek przed przełęczą zmiana krajobrazu o 180 stopni, z zielonego na suchy księżycowy... na pierwszych szczytach zostaje cała woda dalej nie ma prawie nic... gdzieniegdzie pojedyncze roślinki się utrzymują tak pustynia. I tak w całym Pamirze generalnie, za wyjątkiem rzeczek/jeziorek.
Asfalt zamieniamy na tarkę.
Granica Tadżycka. Paszporty, wizy, notatka z numerkami odręcznie w kajet.
W kanciapie celników na podłodze urocza bateria akumulatorów podpięta pod ups a pod ups ładowarki od komórek
Przed celnikami woła nas budkę wcześniej jakiś ktoś, idziemy... przedstawia się że jest z DEA, ich antynarkotykowy. Turyści? Tak, turyści. O, to chodźcie do mnie środka, idziemy nie wiem o co mu chodzi... siądźcie sobie, powiedzcie co i jak, wiecie ja pogadam sobie z wami żeby angielski poćwiczyć bo słaby. Eeeee to z nami Pan nie poćwiczy bo mój angielski to trochę słówek ale gramatyki i składni poprawnej niet
Ale spoko spoko siadajcie. Pytania klasyczne skąd po co na co, powiedział nam że urzęduje tutaj w przerwach od chodzenia wzdłuż granicy [z buta] i sprawdzania czy nie ma śladów przemytników. W międzyczasie na stół poczęstunek, klasycznie lepioszka, mleko z klaczy, ser, dostaliśmy butelkę mleka na drogę... warunki mają tam spartańskie mocno, kontener morski z kilkoma biurkami i łóżkami... na pożegnanie 'a może wam fotę zrobić?' 'eee tak na przejściu?' 'nooo, wszyscy turyści robią tu pod tablicą GBAO'
2 budki dalej celnicy Ci z upsem, spisali jeszcze raz z paszportu i DR auta, kukając pobieżnie do środka. Na wszystkich tych granicach jeśli pies nie wywąchał nic ciekawego i olał auto, sprawdzane jest pobieżnie i nie grzebane.
Za szlabanem po prawej budka gdzie kasują ichnie ekologie i inne wynalazki... 4 gości każdy coś chce
Załatwione, jedziem. Plan jest za Karakulem odbić na prawo i zrobić skróta... to jedziemy.
Przy asfalcie jeszcze widać momentami klimatyczny sowiecki płot graniczny...
Zjeżdżamy z asfaltu, nawigacja po mapie 1:750k, akurat zdechła zapasowa przetwornica, miała fochy raz działa raz nie... teraz było nie
Ale kilometry, rzeczki, jakieś charakterystyczne górki i bez problemów się idzie odnaleźć.
Po drodze staaare tabliczki park narodowy, drogowskazy, te kalendarz księżycowy z fot... dojeżdżamy do rzeki, po drodze droga idzie przez podwórko pasterzy, machamy jedziemy dalej... słoneczko się już łamie, ładnie skały oświetla ładne zdjęcia wychodzą... droga coraz węższa, jakieś płytkie brody z kamulcami, reszta historii znana... jeden spycham zderzakiem uderzając i przepychając po kilka cm, jeden rurką od stelażu do spania [zabrać 2m rury następny raz!], 'fajny' trawersik po łupkach auto ślizga się leciutko w dół ale jest zapas miejsca na 2-3 szerokości opony czyli sporo, i kontrując kierownicą pod górę jest ok
Po drodze jakieś mniejsze kamienie, łopatka równam osuwisko, zakręt o 90* już właściwa rzeka Bartang i koniec... pół drogi zmyte, z godzinka i by zasypał... ale za drogą kilka wielkich kamulców za ciężkich do ruszenia ręcznie za niskich na zderzak, wpadną pod spód a drążkiem kierowniczym nie będę tego spychał...
Słoneczko zachodzi a widoki i oświetlenie takie, że szczęka opada. Za godzinę ciemno... zostawać na noc na urwisku i wracać rano, gdzie mała szansa ale można dostać dużym kamieniem w łeb, albo przyjdzie magiczny deszcz raz do roku i z namoczy łupkowo-gliniany trawers. Nie, nie, wracamy. Do tyłu 300m po tym wąskim i miejscami ślizgającym się łupku. Gdzie tył auta zsuwa się w dół a nie ma jak przodem nadrzucić bo miejsca 50cm w porywach, zarąbiście. Do przodu do tyłu po pół metra kręcąc w miejscu nad przepaścią... wyjechałem, stres jeszcze 2 dni trzymał
Po miejscu żeby się obrócić już 'luzik', 100m w dół przepaść po mojej stronie ale było gorzej
Przejeżdżamy pasterzy w drugą stronę, śpimy na równym płaskim.
Karakul, asfalto-tarka M41, Murgab.
Tankować by trzeba... oooo jest jakaś stacja.
Zbiornik - w garażu blaszaku na pustakach postawiony zbiornik zdjęty z Kamaza czy czegoś. Pod spód podczepiony wąż z pistoletem, ale nie ma pompy leje się grawitacyjnie. Pomiar odbywa się skalibrowanymi pojemnikami 5L po wodzie mineralnej. Lane lejkiem do baku z dokładnością 5L, jak się przeleje to na fotach gdzieś była plama i sprzęt do tankowania
Dalej M41 i odbijamy na lewo na przełęcz do Afganistanu i rzeczki Pamir.
Właśnie. Dziwnie tam rzeki nazywają... u nas jest ta sama nazwa od początku do morza, tam się nazwa rzeki zmienia po krzyżówce z większym dopływem.
Na dole przy rzecze granicznej z AFG kontrla paszportów wiz, skąd dokąd, wpisanie w kajet, spoko powodzenia jeździe dalej. Stajemy porobić foty przy strumyczku, podjeżdża lokales w pajero pytać czy noclegu nie trzeba, trochę zdziwiony jak to nie? Aaaa, w maszynie śpicie, ok.
W pierwszej wiosce na płaskim po zjeździe z górki, chyba centrum wsi bo placyk większy, zatrzymuje nas inny lokales pyta czy nie trzeba guesthousa albo noclegu... nie nie, dziękujemy. Ale powiedz kuda można coś u was pokusać? A u mnie można w guesthousie, chodźcie. Zaprowadził taką wąską dróżką 100m od drogi do siebie. Domek gliniany, rodzinka jakaś ze 3 dorosłe kobiety dzieciaki jakieś, chodźcie do środka... buty out jak wszędzie u nich, siadamy, czekamy, jakieś cukiereczki owoce na poczekanie, dzbanek z herbatką [dooobra!]. Przychodzi mówi że jeszcze chwilę, ja na to że spoko przecież wiadomo że my z zaskoczenia i obiad się nie zrobi, ucieszył się bardzo z okazanego zrozumienia jakby to było dziwne... ręce i się można umyć w wyznaczonym miejscu osłoniętym od podwórka kawałkiem dywanu czy czegoś, klasyka. Z 20min przychodzi obiad. Talerz duży, makaron z jajkiem z jakimiś ich przyprawami bliżej nie rozpoznawalnymi. Plus lepioszka. Talerz jeden dwa widelce
Zjedliśmy, dzięki dzięki, ile? 70 somoni, jakieś 35zł. Także ceny takie mocno europejskie.
Jedziemy dalej. Widoki przepiękne... wioseczki takie same raz po stronie TJ raz AFG, z AFG się wielbłądy na nas patrzą... dojeżdżamy do Chorog, z 20km przed na wiosnę kawałek drogi zarwało ze zboczem, ale poznać miejsce idzie tylko po nowiutkich słupach z prądem, tak to kamienista droga jak w każdym innym miejscu. Noc pod Chorog. Oglądamy potem ogród botaniczny, no nie powala delikatnie mówiąc, ale widok z góry na miasto jest. Spacerek po mieście, zakupy, targ... chcieliśmy zjeść co ciekawe w 2 knajpach usłyszeliśmy że już nic nie ma do jedzenia, ok 14. Nie wiem czy mi źle z oczu patrzy czy faktycznie nie zostało bo pracują jakoś inaczej. Zjedzone w ichnim fast-foodzie, parówka owinięta w ciasto jakby naleśnik, racuch, coś takiego i usmażona. 5 takich i samsa na głowę, i obiad zaliczony. Bez lodówki
Kierunek dolina Bartang od południa. Przed rzeką posterunek, klasycznie paszport-wiza-skąd-dokąd. Dojechać się dało do ostatniej wioski, kawałek za zbiornik Sarez. Lokalesi na początku wiedzieli i mówili, że doga nieprzejezdna - w przeciwieństwie do granicy gdzie jak pytali którędy jedziemy było tylko 'ok'. Widokowo też śliczna... inaczej trochę niż Wakhan, ale śliczna. Śpimy w dolinie, wracamy, z postu nad rzeką podwozimy młodego wojskowego, oczywiście pada propozycja chodźcie na czaj. Tak samo było w drugą stronę jak wieźliśmy jakiegoś starszego Pana, i w samej dolinie jakiś Pan z synem... każdy zaprasza na czaj albo czaj+pokusat coś. Na początku nie byłem przekonany zabierać ludzi bo tył zawalony skrzynkami bagażami foteli brak... ale jak zjeżdżaliśmy z tej awarii daleko jeden macha, pokazuje mu że musiałby usiąść na tych w skrzynkach nogi podkurczyć i czy pasuje takie coś... dziwiony powiedział że jasne i siada. Po drodze dosiadł się jego znajomy jakiś, nie wiem jak to zrobili ale się zmieścili i przeżyli 30km po dziurach. Widać każde warunki lepsze niż iść z buta albo czekać na auto nie wiadomo ile. Więc od wtedy woziliśmy jak ktoś machał, a często gęsto machają... od pasterzy po umundurowane wojsko i inne służby
Wróciliśmy do Chorog, w mieście w parku knajpka zjedliśmy... obok informacja turystyczna. Mapy mają fajne, po angielsku też jedna. Kobitki powiedzą co i jak. Obok pamiątki takie raczej autentyczne a nie made in china.
Marlena co raz bardziej kaszle, zawijamy się powoli z powrotem, padła decyzja że wieczny wiatr i wygwizdowie nie służą przeziębieniom i nie będziemy zwiedzać wszystkich planowanych bocznych odnóg. M41, po drodze jeziorko na 4200, aaa blisko to pojedziemy zobaczymy. Ładnie, zaiste. Jeden zakręt, drugi, piąty, o chatka. Ktoś macha zatrzymujemy się. Podchodzi, legitymuje się, dzieńdobry macie bilet wstępu do Pamirskiego Parku Narodowego?
Sprzedał, coś ze 30zł za 2 osoby + auto wychodzi z czego większość auto. Jak sprzedał to chodźcie na poczęstunek... wicie my tu jaki hodujemy wyżej w górach mamy mleczko itp spróbujecie sobie. No chętnie. Ja zajęty jestem bo akurat jaka oprawiamy, wieziemy do miasta wymieniamy na produkty... ale idźcie z żoną do domu. Żona też robiła fajne ozdobne skarpetki, i na drutach rękawiczki z wełny z jaka. Poczęstunek z wymianą na kieszeń cukierków zaliczony, śmietana faktycznie niebo w gębie... nie wiem ile w tym jaka a ile po prostu porządnej smietany, ale super była. Do tego świeża lepioszka i nic więcej nie trzeba.
Wracamy potem w zasadzie prosto, zimno wygwizdowie i khe, khe, khe po nocy słyszę
Mam nadzieję w Kirgistanie cieplej to się poprawi, tamtej nocy nie -5 a -2 
Granica bezproblemowo, 4 panów od czegośtam brało część papierów z powrotem na wyjeździe, pytają co tak szybko
Pies, obwąchanie auta, jechać, przełęcz.
Kirgistan, unia celna
Inny gość na zmianie niż z nim wtedy rozmawiałem. Tłumaczę co jest, ale eee yyyy tak się nie da, powinniście nam zostawić oryginał a nie tylko ksero w segregatorze. Ale co za różnica, nie może tak być, przecież kartka jaka jest każdy widzi a ma Pan tu ksero można porównać że to samo. Nie, tak nie nada, piszemy nowe. No jak trzeba to ok, ale ja cyrylicy nie ponimaju musi mi Pan powiedzieć co gdzie wypełnić.... myślałem, że 3x A4 formularza jak w RU i go zniechęcę, ale mówi spoko sam wypiszę zostaw tylko papiery i idź do auta niech celnicy obejrzą. Wypisał jakiś świstek z numerem auta i datą, jedna kartka odręcznie zapisana. O tym będzie w następnej części
Wypisał kwit na tą ich eko opłate, z podpisem pieczątką także ściema to raczej nie była. Celnik młody posprawdzał, pyta się czy może się do Sary-Tash zabrać, no spoko
Czekam chwilę aż tamten napisze papiery, młody mówi z wymownym wzrokiem żeby nigdy tak nie robić, że spuszczam wzrok z dokumentów auta... pojechalimy, ciemno już się robiło. Po drodze kilka dziur za późno po nocy zauważyłem i klapnięte zawieszenie z tyłu dobiło... jadąc dalej 'charaszo maszyna'. Wielu osobom się podobała konstrukcja, jak popatrzyli pod spód na proste i pancerne zawieszenie, jak zaglądnęli pod maskę i pytają czy tu elektroniki niet a ja mówię, że eee, yyy, zegarek w kabinie jest... to 'charaszo maszyna'.
Noc w polu przed Sary-Tasz. Z jednej strony powalające góry i wschód słońca [spać nie moglem i się internetowałem, w TDŻ nie kupowaliśmy internetów nie było sensu na 2 noce przy mieście]... a z drugiej strony wywalone jakieś truchła zwierząt co ich po nocy nie było widać. Kwestia jak się obrócić do zdjęć, czy łączka + białe góry w tle, czy łączka resztki linie energetyczne i jakieś białe góry w tle... śmieci tam są większe lub mniejsze, a te obrazki w internetach to jednak selekcjonowana propaganda, bywa nie tylko ładnie.
c.d.n.

Byliśmy na wyjazdach z ludkami, gdzie rodzina 2+2 dorosłe musi zjeść obiad śniadanie kolacje i poświęca na to [gotowanie] 3h dziennie.
Byliśmy z ludkami co obiad ~14 nieistotne czy z auta czy baru, reszta jak wyjdzie
Byliśmy my sami co obiad jak jest to dobrze, przeżyjemy bez, reszta jak wyjdzie
Byliśmy z ludkami, co jedzą jak wyjdzie albo nic

Każdy bierze lodówkę jak chce

Dodatkowo, lodówka buczy... a mi pod głową by wychodziła, nie wiem czy to dobre rozwiązanie. Że nie mamy ciśnienia na wożenie kilka dni produktów szybko-psujących się tylko jemy od razu, temat olany. Za 2 koła bym prędzej nówkę webasto wrzucił, przydałoby się na nockach na 4000m przy -5 bardziej niż lodówka, grzanie się autem upierdliwe... odpalaj co godzinę na 10min albo ryra całą noc.
Dobra... jedziem.
Dojechali za Sary-tash kilka km przed granicę zrobić nocleg i aklimatyzację na 3500m. Ze spacerkiem na górkę przy drodze, +150m na oko. Inteligentnie bardzo poszliśmy na tą górkę 20min w jedną stronę w samych bluzach bez czapek... stoimy na górze, oglądamy robimy foty, pozyskujemy roślinki, zastanawiamy się które białe to pik lenina, a tu nagle jak w górach z niczego zimny wiatr z deszczem w pakiecie, my bez czapek jak dzieci 1szy raz na Śnieżce. To był drugi raz gdzie mi Marlenę przewiało... pierwszy przy tej awarii z przełęczą, rano granica 30 w cieniu jedziemy radośnie w klapach i krótkich rękawkach, w górach +12 i deszczyk i się dopiero przy awarii przebraliśmy w ciepłe... także tak, uważać. Przeziębienie głupota ale jak widać w pakiecie z przyległościami potrafi namieszać.
Zleźliśmy, noc, rano granica.
Kirgistan pyta czy płaciliśmy na wjeździe 500som jakiejś opłaty eko czy czegoś, nie płaciliśmy... spoko zapłacicie jadąc z powrotem.
Na granicy RU przy pisaniu papierów celnych na auto [unia celna RU KZH KGZ] celnik tłumaczy żeby nie pisać na powrocie z Tadżykistanu nowego tylko im wytłumaczyć żeby podbili pieczątkę na obecnym. Tłumaczę to na granicy, chyba dotarło bo zrobił gość ksero i powiedział ok ok spoko. Na zapasowe 50l paliwa w kanistrze + plastikach pomarudził ale puścił. Jedziemy na przełęcz i stronę TDŻ. Przejścia ok 15km od siebie po 2 stronach przełęczy 4200coś metrów.
Kawałek przed przełęczą zmiana krajobrazu o 180 stopni, z zielonego na suchy księżycowy... na pierwszych szczytach zostaje cała woda dalej nie ma prawie nic... gdzieniegdzie pojedyncze roślinki się utrzymują tak pustynia. I tak w całym Pamirze generalnie, za wyjątkiem rzeczek/jeziorek.
Asfalt zamieniamy na tarkę.

Granica Tadżycka. Paszporty, wizy, notatka z numerkami odręcznie w kajet.
W kanciapie celników na podłodze urocza bateria akumulatorów podpięta pod ups a pod ups ładowarki od komórek

Przed celnikami woła nas budkę wcześniej jakiś ktoś, idziemy... przedstawia się że jest z DEA, ich antynarkotykowy. Turyści? Tak, turyści. O, to chodźcie do mnie środka, idziemy nie wiem o co mu chodzi... siądźcie sobie, powiedzcie co i jak, wiecie ja pogadam sobie z wami żeby angielski poćwiczyć bo słaby. Eeeee to z nami Pan nie poćwiczy bo mój angielski to trochę słówek ale gramatyki i składni poprawnej niet


2 budki dalej celnicy Ci z upsem, spisali jeszcze raz z paszportu i DR auta, kukając pobieżnie do środka. Na wszystkich tych granicach jeśli pies nie wywąchał nic ciekawego i olał auto, sprawdzane jest pobieżnie i nie grzebane.
Za szlabanem po prawej budka gdzie kasują ichnie ekologie i inne wynalazki... 4 gości każdy coś chce

Załatwione, jedziem. Plan jest za Karakulem odbić na prawo i zrobić skróta... to jedziemy.
Przy asfalcie jeszcze widać momentami klimatyczny sowiecki płot graniczny...
Zjeżdżamy z asfaltu, nawigacja po mapie 1:750k, akurat zdechła zapasowa przetwornica, miała fochy raz działa raz nie... teraz było nie

Po drodze staaare tabliczki park narodowy, drogowskazy, te kalendarz księżycowy z fot... dojeżdżamy do rzeki, po drodze droga idzie przez podwórko pasterzy, machamy jedziemy dalej... słoneczko się już łamie, ładnie skały oświetla ładne zdjęcia wychodzą... droga coraz węższa, jakieś płytkie brody z kamulcami, reszta historii znana... jeden spycham zderzakiem uderzając i przepychając po kilka cm, jeden rurką od stelażu do spania [zabrać 2m rury następny raz!], 'fajny' trawersik po łupkach auto ślizga się leciutko w dół ale jest zapas miejsca na 2-3 szerokości opony czyli sporo, i kontrując kierownicą pod górę jest ok

Słoneczko zachodzi a widoki i oświetlenie takie, że szczęka opada. Za godzinę ciemno... zostawać na noc na urwisku i wracać rano, gdzie mała szansa ale można dostać dużym kamieniem w łeb, albo przyjdzie magiczny deszcz raz do roku i z namoczy łupkowo-gliniany trawers. Nie, nie, wracamy. Do tyłu 300m po tym wąskim i miejscami ślizgającym się łupku. Gdzie tył auta zsuwa się w dół a nie ma jak przodem nadrzucić bo miejsca 50cm w porywach, zarąbiście. Do przodu do tyłu po pół metra kręcąc w miejscu nad przepaścią... wyjechałem, stres jeszcze 2 dni trzymał


Karakul, asfalto-tarka M41, Murgab.
Tankować by trzeba... oooo jest jakaś stacja.
Zbiornik - w garażu blaszaku na pustakach postawiony zbiornik zdjęty z Kamaza czy czegoś. Pod spód podczepiony wąż z pistoletem, ale nie ma pompy leje się grawitacyjnie. Pomiar odbywa się skalibrowanymi pojemnikami 5L po wodzie mineralnej. Lane lejkiem do baku z dokładnością 5L, jak się przeleje to na fotach gdzieś była plama i sprzęt do tankowania

Dalej M41 i odbijamy na lewo na przełęcz do Afganistanu i rzeczki Pamir.
Właśnie. Dziwnie tam rzeki nazywają... u nas jest ta sama nazwa od początku do morza, tam się nazwa rzeki zmienia po krzyżówce z większym dopływem.
Na dole przy rzecze granicznej z AFG kontrla paszportów wiz, skąd dokąd, wpisanie w kajet, spoko powodzenia jeździe dalej. Stajemy porobić foty przy strumyczku, podjeżdża lokales w pajero pytać czy noclegu nie trzeba, trochę zdziwiony jak to nie? Aaaa, w maszynie śpicie, ok.
W pierwszej wiosce na płaskim po zjeździe z górki, chyba centrum wsi bo placyk większy, zatrzymuje nas inny lokales pyta czy nie trzeba guesthousa albo noclegu... nie nie, dziękujemy. Ale powiedz kuda można coś u was pokusać? A u mnie można w guesthousie, chodźcie. Zaprowadził taką wąską dróżką 100m od drogi do siebie. Domek gliniany, rodzinka jakaś ze 3 dorosłe kobiety dzieciaki jakieś, chodźcie do środka... buty out jak wszędzie u nich, siadamy, czekamy, jakieś cukiereczki owoce na poczekanie, dzbanek z herbatką [dooobra!]. Przychodzi mówi że jeszcze chwilę, ja na to że spoko przecież wiadomo że my z zaskoczenia i obiad się nie zrobi, ucieszył się bardzo z okazanego zrozumienia jakby to było dziwne... ręce i się można umyć w wyznaczonym miejscu osłoniętym od podwórka kawałkiem dywanu czy czegoś, klasyka. Z 20min przychodzi obiad. Talerz duży, makaron z jajkiem z jakimiś ich przyprawami bliżej nie rozpoznawalnymi. Plus lepioszka. Talerz jeden dwa widelce

Jedziemy dalej. Widoki przepiękne... wioseczki takie same raz po stronie TJ raz AFG, z AFG się wielbłądy na nas patrzą... dojeżdżamy do Chorog, z 20km przed na wiosnę kawałek drogi zarwało ze zboczem, ale poznać miejsce idzie tylko po nowiutkich słupach z prądem, tak to kamienista droga jak w każdym innym miejscu. Noc pod Chorog. Oglądamy potem ogród botaniczny, no nie powala delikatnie mówiąc, ale widok z góry na miasto jest. Spacerek po mieście, zakupy, targ... chcieliśmy zjeść co ciekawe w 2 knajpach usłyszeliśmy że już nic nie ma do jedzenia, ok 14. Nie wiem czy mi źle z oczu patrzy czy faktycznie nie zostało bo pracują jakoś inaczej. Zjedzone w ichnim fast-foodzie, parówka owinięta w ciasto jakby naleśnik, racuch, coś takiego i usmażona. 5 takich i samsa na głowę, i obiad zaliczony. Bez lodówki



Kierunek dolina Bartang od południa. Przed rzeką posterunek, klasycznie paszport-wiza-skąd-dokąd. Dojechać się dało do ostatniej wioski, kawałek za zbiornik Sarez. Lokalesi na początku wiedzieli i mówili, że doga nieprzejezdna - w przeciwieństwie do granicy gdzie jak pytali którędy jedziemy było tylko 'ok'. Widokowo też śliczna... inaczej trochę niż Wakhan, ale śliczna. Śpimy w dolinie, wracamy, z postu nad rzeką podwozimy młodego wojskowego, oczywiście pada propozycja chodźcie na czaj. Tak samo było w drugą stronę jak wieźliśmy jakiegoś starszego Pana, i w samej dolinie jakiś Pan z synem... każdy zaprasza na czaj albo czaj+pokusat coś. Na początku nie byłem przekonany zabierać ludzi bo tył zawalony skrzynkami bagażami foteli brak... ale jak zjeżdżaliśmy z tej awarii daleko jeden macha, pokazuje mu że musiałby usiąść na tych w skrzynkach nogi podkurczyć i czy pasuje takie coś... dziwiony powiedział że jasne i siada. Po drodze dosiadł się jego znajomy jakiś, nie wiem jak to zrobili ale się zmieścili i przeżyli 30km po dziurach. Widać każde warunki lepsze niż iść z buta albo czekać na auto nie wiadomo ile. Więc od wtedy woziliśmy jak ktoś machał, a często gęsto machają... od pasterzy po umundurowane wojsko i inne służby

Wróciliśmy do Chorog, w mieście w parku knajpka zjedliśmy... obok informacja turystyczna. Mapy mają fajne, po angielsku też jedna. Kobitki powiedzą co i jak. Obok pamiątki takie raczej autentyczne a nie made in china.
Marlena co raz bardziej kaszle, zawijamy się powoli z powrotem, padła decyzja że wieczny wiatr i wygwizdowie nie służą przeziębieniom i nie będziemy zwiedzać wszystkich planowanych bocznych odnóg. M41, po drodze jeziorko na 4200, aaa blisko to pojedziemy zobaczymy. Ładnie, zaiste. Jeden zakręt, drugi, piąty, o chatka. Ktoś macha zatrzymujemy się. Podchodzi, legitymuje się, dzieńdobry macie bilet wstępu do Pamirskiego Parku Narodowego?

Wracamy potem w zasadzie prosto, zimno wygwizdowie i khe, khe, khe po nocy słyszę


Granica bezproblemowo, 4 panów od czegośtam brało część papierów z powrotem na wyjeździe, pytają co tak szybko

Pies, obwąchanie auta, jechać, przełęcz.
Kirgistan, unia celna

Inny gość na zmianie niż z nim wtedy rozmawiałem. Tłumaczę co jest, ale eee yyyy tak się nie da, powinniście nam zostawić oryginał a nie tylko ksero w segregatorze. Ale co za różnica, nie może tak być, przecież kartka jaka jest każdy widzi a ma Pan tu ksero można porównać że to samo. Nie, tak nie nada, piszemy nowe. No jak trzeba to ok, ale ja cyrylicy nie ponimaju musi mi Pan powiedzieć co gdzie wypełnić.... myślałem, że 3x A4 formularza jak w RU i go zniechęcę, ale mówi spoko sam wypiszę zostaw tylko papiery i idź do auta niech celnicy obejrzą. Wypisał jakiś świstek z numerem auta i datą, jedna kartka odręcznie zapisana. O tym będzie w następnej części


Noc w polu przed Sary-Tasz. Z jednej strony powalające góry i wschód słońca [spać nie moglem i się internetowałem, w TDŻ nie kupowaliśmy internetów nie było sensu na 2 noce przy mieście]... a z drugiej strony wywalone jakieś truchła zwierząt co ich po nocy nie było widać. Kwestia jak się obrócić do zdjęć, czy łączka + białe góry w tle, czy łączka resztki linie energetyczne i jakieś białe góry w tle... śmieci tam są większe lub mniejsze, a te obrazki w internetach to jednak selekcjonowana propaganda, bywa nie tylko ładnie.
c.d.n.
Re: Azja 2017
a jednak 

Re: Azja 2017

czekamy na więcej

WJ21
Państwowa dziwka, flądra w jedwabiu i złocie. Chcą za nią tren nieść, duszę włócząc w błocie
Państwowa dziwka, flądra w jedwabiu i złocie. Chcą za nią tren nieść, duszę włócząc w błocie
Re: Azja 2017
Tak więc zaczynając zdanie od tak więc, budzimy się na zielonej łączce wśród koników storczyków i bliżej nieokreślonego truchła 30m od auta
Przy okazji stwierdzając śladowe ilości powietrza w kole, PT. Dopompowano, trzyma, kamyczek bazaltowy siedzi wbity w kostkę. Kierunek Osh, bazar i wulkanizacja. Bazaru kawałek zwiedzony, zjedzone, koło zrobione. Dżalalabad kierunek przez góry. Chińczycy robią drogę elegancką, nie ma na mapie nie wiedziałem czy przejezdna... po 15km robotnicy powiedzieli że nie, wracamy. Psssst psssst pssst w rytm obrotu kół, tym razem LT. Dziura na wylot, zapas, na szczęście po 18 była 2 wioski wcześniej wulkanizacja czynna. Wołam pana pokazując śrubokręt wbity w dziurę na zapasie, nie zdążyłem powiedzieć co chciałem wracał z kluczem co by zapas zrzucić. Opona zdjęta, klasycznie podszlifowana guma, klej, łatka, składamy, pompujemy, odbiór techniczny. Odbiór wygląda tak, że wołają mnie z auta, Pan bierze kubek po kawie napełnia wodą, polewa po miejscu gdzie była dziura, bąbelków nie ma, wsio charaszo? Da. 240 somów, coś z 11 pln. Czas operacyjny z 10 minut... zapas wrzucony jedziemy dalej. Starą drogą, gdzieś wcześniej opisałem kolumnę BORu
Na przełęczy szarawo, śpimy kawałek za. Przełęcz zielono i śnieg... za przełęczą sucho i stepowo... gdzie płynie woda tam zielono gdzie nie tyle roślin co w KZH. Podjazd pod Song-Kul znowu zielony, świerczki jak u nas. Na górze... pole, dosłownie pole w hektarach liczone z dzikim szczypiorkiem
W połączeniu z pozyskanym wcześniej dzikim czosnkiem, była kolacja. Nad jeziorem nocka. Znowu zimniej, kaszelek. Zjeżdżamy, odpuszczamy pozostałe kierunki górskie gdzie zimno, azymut Issyk-Kul. Noc. Ciepło
Potwierdzamy nieprzejezdność drogi A364, kawałek śliczny bo kopalnie złota tam mają, dalej drogi brak. Po drodze wodospad. Wracamy wzdłuż jeziora, widoczki ładne kierunek granica z KZH. Klasycznie bezproblemowo po tym jak owczarek narkotykowy nic nie poczuł interesującego. W KZH nad granicą kilka ładnych jeziorek, oglądamy. Też drogi tam budują, jest szuter będzie asfalt i kilka razy tyle turystów 
Noc, kierunek Kanion Szaryński. Strasznie rozciągnięty na ponad 100km i zróżnicowany, od byle zagłębienia po fajne fragmenty.
Kaszel jest ale przez ciepełko się nie pogarsza... co jest z lekarstw jest łykane od Tadżykistanu.
Noc, kierunek park Ałtyn-Emel. Próbujemy się przebić skrótem za rzeką od drogi R-21 do białych skałek, ale dziury i kluczenie... w 1/3 drogi zawracamy, nie wiem czy jest to przejezdne z tamtej strony. Do tego nie miałem na tyle dokładnych map sat tej części, żeby było każdą szutrówkę widać - błąd.
Jedziemy na około, do śpiewającej wydmy najpierw, szlaban, powrót do miasteczka po bileciki, szlaban, 42km do wydmy. Faktycznie śpiewa, skubana. Taki niski lekko dudniący dźwięk jakby opną najechać na tarkę z białej linii ciągłej przy drodze... momentami tak słychać, momentami cisza. 40 w cieniu, sucho w płucach, wejście na niepozorną górkę się robi mooocno męczące. Robimy fotki, złazimy, śliczne kolorowe skałki 50km dalej odpuszczamy... w przydrożnym barze jemy szaszłyk z barana + kurczaka. Z tłustymi kawałkami skóry, ja zostawiam Marlena je.
Noc, kierunek Kapszagaj i jakieś hieroglify co mają być za nim niedaleko głównej drogi. Baran zaszkodził pokarmowo... jedziemy, tankujemy się przed dwupasmówką, na stacji Marlena mi się jakoś dziwnie pochyla na fotelu, co jest? słabo mi, ciężko mi oddychać... klima w twarz, polewanie wodą takie tam środki... doraźnie pomaga, w sensie jest źle ale lepiej. Do tego od iluśtam dni wcześniej jakieś kłucie w klatce piersiowej w różnych miejscach... nie wiemy czy od niewygodnego spania + fotela szósty tydzień, czy czarny scenariusz jakiś stan zawałowy. To plus żołądek po baranie, plus słabo mi ciężko oddychać powoduje że robi się mocno poważnie... oddychanie i słabości ustąpiły, ale rozglądamy się za szpitalami po drodze. Odpuszczamy atrakcje rozpisane na jeszcze kilka dni, kierunek Ałmaty. Przebijamy się przez korki, zawracam bo widziałem kantor a trzeba walutę wymienić - stoimy grzecznie na światłach a tu lekkie łup w zderzak... jechać jechać nic się nie dzieje moja wina, mówi Pan z avensisa
Wymieniamy walutę, z miasta wyjeżdżamy ze 2h, śpimy kilkanaście km za miastem. Zdrowotnie lepiej ale daleki to od 'jest dobrze'. Pada decyzja kierunek dom, jak najszybciej. Pobudka po 5, cały dzień jazdy lądujemy 50km przed Aralskiem jak się ściemnia. Zdrowotnie lepiej, ale kłuje coś i ciężko na żołądku, choć mniej niż zaraz po baranie. I khe, khe, khe ciągle. Zakupów na bazarze nie ogarniamy, bo zamknięty przez 7 na cztery spusty, święto jakieś czy co? Nie mam pojęcia. Tankujemy, jedziemy, żegnamy wielbłądy i wypalane stepy, na wieczór lądujemy na przejściu KZH-RU na trasie e38. Przed przejściem wymiana nadmiaru waluty na stacjach benzynowych... trochę na jednej, trochę na drugiej, i zostało tylko 300zł w Tenge na następny wyjazd
Każdy praktycznie tam przyjmuje zapłatę w obu walutach i robi za kantor. Kolejka przed szlabanem na kilkadzieisąt aut, Pan z końca sugeruje co by podjechać może puszczą. I pogranicznik mówi że chociaż wy nie od nas to spoko, wjedziecie bez kolejki
Wpuszczali po 5-10 aut, w następnej partii faktycznie my... i 2 auta na RU blachach co się za nami ustawili. Kontrola bezproblemowa. Celniczka paszportowa pyta Marlenę dlaczego wygląda inaczej niż na zdjęciu w paszporcie [a wygląda inaczej...] odpowiedź międzynarodowa: 'make-up'
Po bagażach nie grzebali, jechać. Śpimy kilkanaście km dalej w jakiejś bocznej dróżce, 1 w nocy. 5 pobudka jedziemy. Bez przygód na wieczór lądujemy na przejściu z UA, Sumy. I dopiero dojeżdżając trzeba łykać kofeinowe energetyki bo mnie spanie łamie... poprzednie tysiące km bez scen. Nie wiem, przez 3 tygodnie odpoczynku kiedy człowiek jechał lajtowo swoim tempem?
Noc, stoi 4 młodych gości, luźna atmosfera nie jak za dnia w drugą stronę... wołają papiery celne z Kirgistanu. Co to jest? No takie mnie dali, powiedział że będzie charaszo. Tak, wiem że trzeba było tamten od Was ale zabrał dał ten, co ja miał mu zrobić? Zabierają, idą do budki, wołają kogoś, poczekajcie w aucie. Czekamy, ktoś przychodzi z budki słychać tylko 'piździec'
Ogarnęli, 3 młodych stoi i rozmawiają o kwicie co wcześniej takiego nie widzieli... jeden do reszty 'a co ty chciał, tam przecież tylko kamienie i wielbłądy'
Kolejkę do budki paszportowej zajęła jakaś grupka młodzieży, celnicy gadają z nami pytają się czy znam Polskie straszne słowo. Myślę WTF? Co za straszne, dużo strasznych jest, taki im mówię... on na to to ci powiem słowo, i donośnie kur*a! kolejka się obejrzała zaskoczona oni w śmiech... także po nocy wesoło im i mniejszy ordnung. Paszportowy tylko się zapytał czy my turisty dobrze napisaliśmy na imigracyjnej karteczce, że wiza biznesowa? Tak, biznes, a my turisty. Nic nie powiedział, pieczątki, UA strona wita.
Celna standard, paszportowa bierze kwity auta, wyjmuje dowód z folijki, czyta że ciężarowy, i że trzeba jakąś opłatę im płacić... mówiono mi o tym, udaję że nic nie wiem i nie rozumiem... wołają Panią co po naszemu rozmawia, tłumaczy co i jak, patrzy na blachy F Lubuskie, skąd wy? Nowa Sol. Zielona Góra, Sulechów, Świebodzin, tak? Tak, ja do Sulechowa codziennie do pracy. Oooo ja w Świebodzinie byłam 4 lata, mam tam rodzinę
Porozmawialiśmy sympatycznie chwilę dłuższą, i tyle było z płacenia
Nocleg w słonecznikach, UA to jak w domu już prawie
, rano klasycznie po 5 budzik, Lwów osiągnięty ok 17... ~4900 km spod Ałmaty 3 dni 15h. Szybka wizyta u rodzinki i ze względu na zdrowotne tematy lecimy dalej, najlepiej po nocy na przejście mniejsza kolejka będzie, stary człowiek a głupi
Dojeżdżamy do Szegini, kolejka laweciarzy i busiarzy przed pierwszą stacją, czego oni tak stoją? Ktoś ciśnie na awaryjnych ich omija, my za nim, przed szlabanem 3 auta, radość wielka zapanowała. Pogranicznik pyta o talończyk. WTF?
Do tego była ta kolejka busiarzy. A kiedy to u Was zrobili? No z miesiąc temu
Wracamy, czekamy 4 godzinki w kolejce... uczciwej kolejce, jeździ sobie radiowóz wzdłuż spisują numery aut kto w jakiej kolejności stoi żeby nie było wcinania się... tyle dobrego chociaż. 5.30 w kraju, widno, spożywam zapas redbuli i do domu, 600km, co to jest, ha ha ha
Ciąg dalszy nastąpi jak pojedziemy znowu... najszybciej za 2 lata, za rok urlopu się nie nazbiera. A było kilka niezobaczonych rzeczy które powinny zostać zobaczone... taki jest mocno wstępny plan





Noc, kierunek Kanion Szaryński. Strasznie rozciągnięty na ponad 100km i zróżnicowany, od byle zagłębienia po fajne fragmenty.
Kaszel jest ale przez ciepełko się nie pogarsza... co jest z lekarstw jest łykane od Tadżykistanu.
Noc, kierunek park Ałtyn-Emel. Próbujemy się przebić skrótem za rzeką od drogi R-21 do białych skałek, ale dziury i kluczenie... w 1/3 drogi zawracamy, nie wiem czy jest to przejezdne z tamtej strony. Do tego nie miałem na tyle dokładnych map sat tej części, żeby było każdą szutrówkę widać - błąd.
Jedziemy na około, do śpiewającej wydmy najpierw, szlaban, powrót do miasteczka po bileciki, szlaban, 42km do wydmy. Faktycznie śpiewa, skubana. Taki niski lekko dudniący dźwięk jakby opną najechać na tarkę z białej linii ciągłej przy drodze... momentami tak słychać, momentami cisza. 40 w cieniu, sucho w płucach, wejście na niepozorną górkę się robi mooocno męczące. Robimy fotki, złazimy, śliczne kolorowe skałki 50km dalej odpuszczamy... w przydrożnym barze jemy szaszłyk z barana + kurczaka. Z tłustymi kawałkami skóry, ja zostawiam Marlena je.
Noc, kierunek Kapszagaj i jakieś hieroglify co mają być za nim niedaleko głównej drogi. Baran zaszkodził pokarmowo... jedziemy, tankujemy się przed dwupasmówką, na stacji Marlena mi się jakoś dziwnie pochyla na fotelu, co jest? słabo mi, ciężko mi oddychać... klima w twarz, polewanie wodą takie tam środki... doraźnie pomaga, w sensie jest źle ale lepiej. Do tego od iluśtam dni wcześniej jakieś kłucie w klatce piersiowej w różnych miejscach... nie wiemy czy od niewygodnego spania + fotela szósty tydzień, czy czarny scenariusz jakiś stan zawałowy. To plus żołądek po baranie, plus słabo mi ciężko oddychać powoduje że robi się mocno poważnie... oddychanie i słabości ustąpiły, ale rozglądamy się za szpitalami po drodze. Odpuszczamy atrakcje rozpisane na jeszcze kilka dni, kierunek Ałmaty. Przebijamy się przez korki, zawracam bo widziałem kantor a trzeba walutę wymienić - stoimy grzecznie na światłach a tu lekkie łup w zderzak... jechać jechać nic się nie dzieje moja wina, mówi Pan z avensisa





Noc, stoi 4 młodych gości, luźna atmosfera nie jak za dnia w drugą stronę... wołają papiery celne z Kirgistanu. Co to jest? No takie mnie dali, powiedział że będzie charaszo. Tak, wiem że trzeba było tamten od Was ale zabrał dał ten, co ja miał mu zrobić? Zabierają, idą do budki, wołają kogoś, poczekajcie w aucie. Czekamy, ktoś przychodzi z budki słychać tylko 'piździec'


Celna standard, paszportowa bierze kwity auta, wyjmuje dowód z folijki, czyta że ciężarowy, i że trzeba jakąś opłatę im płacić... mówiono mi o tym, udaję że nic nie wiem i nie rozumiem... wołają Panią co po naszemu rozmawia, tłumaczy co i jak, patrzy na blachy F Lubuskie, skąd wy? Nowa Sol. Zielona Góra, Sulechów, Świebodzin, tak? Tak, ja do Sulechowa codziennie do pracy. Oooo ja w Świebodzinie byłam 4 lata, mam tam rodzinę



Nocleg w słonecznikach, UA to jak w domu już prawie






Ciąg dalszy nastąpi jak pojedziemy znowu... najszybciej za 2 lata, za rok urlopu się nie nazbiera. A było kilka niezobaczonych rzeczy które powinny zostać zobaczone... taki jest mocno wstępny plan

Re: Azja 2017
Ty mnie tu Takayuki nie świruj bo ja do pracy rano przychodzę, kawka, forum i jadę z tematem...co ja teraz bede robił?! Albo opisz jakies starsze wyjazdy 

4x4 SZCZECIN
Nissan Patrol GR Y61 RB25DET NEO
Nissan Patrol GR Y61 RB25DET NEO
Re: Azja 2017
Po internetach jest kilkadziesiąt relacji innych ludzi, można przeczytać wszystkie. Foty obejrzeć i jechać nie trzeba, jakbyś tam był 
Starsze wyjazdy - gdzieś coś pisałem... a teraz nie pamiętam tyle szczegółów żeby napisać coś ciekawszego niż skąd-dokąd

Starsze wyjazdy - gdzieś coś pisałem... a teraz nie pamiętam tyle szczegółów żeby napisać coś ciekawszego niż skąd-dokąd

Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 2 gości