no dobra wracam do czerwonego ze Starogardu.
dojeżdżam na otwarcie komisu. Oglądam. Generalnie nie jest źle. Jak w po strażackich tylne resory do roboty, dwa ogniska rdzy na kabinie kierownika. Nic wielkiego. Auto czyste, można by rzec, że po strażacku zadbane. Dysonansem standardu dla aut po strażackich jest niewątpliwie to, że z auta wypruto wszelkie koguty, r.stacje, ogrzewania itp
Przeczołguje się pod spodem. Rama OK, przedni zawias OK, lukam obmacuje. Tu i ówdzie przypocony olejem element, ale nie to by łało poza łączeniem kolektorów wydechowych z rurą wydechową, tu widać wyraźnie olej, widać go również poniżej tego łączenia na resorach gdzie sobie skapuje.
Pojawia się Pan Szef interesu. Odpala auto (oddaję, że zapala z półobrotu nawet niczym chyba nie grzane, bo wsiadł i od razu silnik poszedł w ruch. Trzepie nim, ale obroty ma b. niskie (nb jest w kabinie regulacja obrotów i można je sobie na bieżąco podkręcić. Pan Szef popełnia błąd powszechny zresztą, dając silnikowi kilka razy w palnik zaraz po odpaleniu (na zimno).
Zanim pojedziemy chcę skończyć oblukanie więc silnik stop, kabina do góry. Kabinę podnoszą dwa siłownik hydrauliczne napędzane czymś a'la lewarek hydrauliczny. Proces jest długotrwały i uciążliwy, obstawiam że jest to jakaś niesprawność ale na ten czas nie wnikam. Generalnie 2/3 ruchu dźwigni lewarka wydają się być jałowe.
Silnik suchy, bez turbiny. Suchy poza tym wyciekiem na łączeniu kolektor, wydech.
Dobra jedziemy w teren, wyjazd kończy się po 300 m jazdy po płycie "dzambo". Auto prycha kicha i nie chce współpracować. Wracamy skokami na reduktorze. Okazuje się, że powód jest nader banalny... brak paliwa. Przy okazji zaczyna uciekać powietrze w sterowaniu przełączania teren szosa na położeniu szosa. Personel bierze się za wlewanie paliwa (aż 10 l) i czyszczenie odstojnika który zaciągnął syfa z dna zbiornika ja jadę do miasta coś zjeść. Wracam po godzinie, auto dojechało do sąsiedniej stacji paliw i tankuje się kolejne paliwo... aż 10

Z powietrzem nie zrobili jeszcze nic.
Jedziemy w teren, z tym, że ja jadę za czerwonym bo nie chciałem zostawiać psa w aucie na ruchliwej stacji. I dobrze, bo jadą c z tyłu widzę jak ćmaga olejowa idzie z wydechu. Albo uszczelniacze zaworów albo pierścienie olejowe nie współpracują z resztą na właściwym poziomie. OK w terenie (nadal płyty dzambo) nie idzie przełączyć napędów szosa teren, ale jak ma iść jak powietrze spiernicza. Wracamy do firmy. Personel zaczyna grzebać, ja zaczynam się żegnać. Nie mam więcej czasu a i młody ma ostatni pociąg sensowny z Gdańska by zabrać diskacza którym przyjechałem. Pan rzutem na taśmę proponuje mi 500 złotych obniżki bo to tylko pewnie zawór.
Odpuszczam, jest południe. Trzeba by jeszcze zrobić pierwszy przegląd, załatwić ubezpieczenie, reszta formalności i zrobił by się ćmak wieczorny. Nie będę po ciemku jechał obcą ciężarówką a i niewiadoma funkcjonowania napędów. Mówię do widzenia proponując by zadzwonili gdy to wszystko na bieżąco ogarną to wrócę.
Tyle.
Ale za to w drodze powrotnej odwiedziłem Irka Koryckiego. Miło żeśmy se pogadali o starych karabinach

ludzie brną w wojny prowadzeni metodami wypróbowanymi przy sprzedaży podpasek i proszku do prania