Dzisiaj miałem czarny dzień...
Akcja 1.
Najsampierw forsowałem płytki rów przy drodze (zarośnięty trawskiem)- w dól na pole poszło gładko, powrót gorzej bo trza było ustąpić pierwszeństwa na wjeździe, dodatkowo włączenie było pod górę. Koło przednie było na skarpie, tylne takoż, zahamowałem, ale kończyny dolnej brakło do poparcia i zaliczyłem klasyczny, prawy boczek w pokrzywy
Akcja 2.
Boczna droga powiatowa, przejazd kolejowy niestrzeżony, przede mną zatrzymuje się na stopie audi A6 4x4 sedan, ja za nim z prawej strony, jakieś 1,5 m odstępu, podparcie prawą nogą, zredukowanie do 1 biegu, lewa łapka na klamce sprzęgła, prawa na klamce hamulca, książkowo. Nagle w audi włączają się światła cofania i wóz rusza na mnie

Nie było szans na zjazd w bok, widzę jak zderzak najeżdża na przednie koło, klasycznie siadła oponka (na asfalcie pod ciężarem, na górze i dole), błotnik zwija się na tylnej klapie wozu- jedynie co mogłem to trzymając dalej sprzęgło nadusić klakson i machać prawą łapką... Na szczęście gość załapał i zatrzymał wóz- jednak aby zdjąć go z koła musiał włączyć 1 bieg i podjechać, bo nie dało się wyszarpnąć dociśniętego koła... Okazało się, że to jechał znajomy, zatrzymał się akurat na stopie gdy zadzwonił telefon, chciał cofnąć na pobocze celem bezpiecznego kontynuowania rozmowy, jednak obejrzał się tylko przez lewe ramię, a nie dostrzegł mnie w lusterku

Przyznał się, że to była jego wina, choć gdyby na chama szedł w zaparte to bez monitoringu i świadków miałbym trudno się z tego wybronić...
W audi lekko zagięta klapa bagażnika, zdarte i połamane emblematy, zagięty zderzak, zagięty czarny dolny element zderzaka. U mnie widać ślad zagnieceń od dołu opony (mocniejsze- gdzie felga pod ciężarem auta docisnęła oponę do asfaltu) i góry (ledwo widoczne- tam gdzie kończył się zderzak audi, mniej więcej w najwyższym punkcie koła), zarysowania i zagniecenia na błotniku.
Uff- mogło być ciepło, a jutro wylot na urlop
